Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

27.03.2010 - "Bitwa o Ardeny"

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
OPERATOR 1



Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gorlice/Wrocław

PostWysłany: Śro 12:51, 15 Wrz 2010 Temat postu:

Jest piątek 26.03.2010. Godzina 07:31.

Jedziemy…


Minęły zaledwie 2 godziny od początku trasy, a już zdenerwowanie daje o sobie znać. Oczywiście nikt tego nie okazuje. Wiemy, gdzie jedziemy. Wiemy, że jedziemy walczyć. Że nie wszyscy wrócą… Ale staramy się o tym nie myśleć – rozmawiamy, żartujemy sobie. Niektórzy odsypiają zarwane noce. Inni to wykorzystują, odreagowując swoje zdenerwowanie…


Co jakiś czas zerkamy kątem oka na leżące obok nas dokumenty - bezlitośnie przypominające nam o celu naszej podróży...



Mimo wewnętrznego napięcia, rozmawiamy dalej, żartujemy sobie… Dochodzi godzina 13:00. Podróż daje się we znaki – ciężko usiedzieć w jednym miejscu…


Wiemy, że musimy być silni, że musimy robić wszystko, żeby myśleć o wszystkim innym, niż o zbliżającej się misji…Rozmawiamy, żartujemy sobie. Staramy się myśleć o rzeczach przyjemnych…


W chwilach kryzysu, podnosimy się nawzajem na duchu…


Godzina 15:03. Wskazówki na zegarkach zataczają kolejne koła. A my dalej rozmawiamy, żartujemy sobie. Dalej jedziemy…

***

Piątek 26.03.2010. Dochodzi godzina 20:00.

Dotarliśmy na miejsce. Mimo zmroku panującego na obozowisku, w oczy rzucają się duże namioty. To pewnie nasz sztab. Stamtąd prawdopodobnie będą nam wydawane rozkazy. A żeby tak im ten namiot piorun trzasnął… Idąc dalej zauważamy kilka mniejszych namiotów. Tak – to zapewne nasi przyszli towarzysze broni. Dostaliśmy przydział namiotów i łopat. Domyślamy się co nas czeka. To będzie długa noc. Lecz najpierw, trzeba poznać ludzi z którymi przyjdzie nam walczyć ramię w ramię. Widzimy ognisko. Rozkładamy namioty, odkładamy sprzęt i idziemy do ogniska. Trzeba korzystać z chwili i coś zjeść. Kto wie co nas jeszcze czeka?


***

Dochodzi północ. Czas zrobić użytek z otrzymanych łopat i saperek. Nie ma co marnować czasu – trzeba szykować stanowiska obronne. Niektórzy żartują, że idziemy kopać własne groby. Chciałbym wierzyć, że to tylko żarty...

***

Po godzinie z minutami wracamy. Okazało się że nasi już odpowiednio przygotowali teren. Swoje jednak zrobiliśmy – 3 okopy wzmocnione workami z piaskiem. Mam wrażenie, ze od tych worków będzie wiele zależeć…
Zostawiamy narzędzia. Najwyższy czas się w końcu przespać. Ostatnie wymiany zdań z kolegami przy ognisku i czas schować się w namiotach. Bo za kilka godzin…

***

Jest po 3 w nocy. Obudziłem się. Nie mogę spać. Nie dlatego, że za dużo myślę o misji, nie. Obudziła mnie ulewa jaka rozpętała się nad obozem. Wszędzie ciemno, głośno i… mokro. Słyszę jak w środku deszcz kapie dookoła mnie. Czuję jak spływa mi po mundurze. Wziąłem latarkę i… zacząłem tego żałować… Wszędzie woda… Ułożyłem wyposażenie na jednej kupie w miejscu, w którym wydawało mi się że nie pada, po czym nakryłem się śpiworem… Staram się ignorować fakt, iż cały czas pada na mnie, a w koło zbiera się coraz więcej wody… Słyszę ludzi z sąsiednich namiotów. Idą pod duży namiot koło sztabu – tamten przynajmniej nie przemaka… Nie ważne… Ja nakryłem się i nie mogąc zasnąć, powtarzałem sobie w myślach: „Nigdzie nie idę – może przestanie padać. Może przestanie…”

***

Nie przestało. Słyszę jak moi ludzie mnie wołają – oni też idą pod duży namiot. No cóż – idziemy. Musiałem pogodzić się z faktem, że dziś spania już więcej nie będzie… Trudno. Dobre i te niecałe 2 godziny. Nie ma co narzekać – zawsze mogło być gorzej…
Siedzimy z grupą ludzi pod namiotem. Czekamy aż wstanie dzień, a z nim cała reszta obozu. Jednocześnie myślami próbujemy przepędzić złą pogodę…

***

Godziny mijają, robi się coraz jaśniej. Jest już po 6-tej. Deszcz zdecydowanie osłabł. Zjeżdżają się kolejni ludzie. W tym reszta naszego oddziału.
Da się zauważyć wzmożony ruch w obozie.


Chyba najwyższy już czas przygotowywać wyposażenie. Tłoczno zrobiło się także przy sztabie. Coraz bliżej do odprawy dowódców, a potem…


***

Godzina 10-ta z minutami. Trwa odprawa dowódców. Nasz oddział już stoi przygotowany do wymarszu. To ostatnia chwila na przejrzenie dokumentów, sprawdzenie wyposażenia, rzut okiem na mapy terenu…


Powoli dochodzi 11-sta… Doczekaliśmy się wymarszu, choć nie do końca jestem pewny, czy jest to powód do zadowolenia… To znak, że już za kilkanaście minut rozpęta się piekło. Ale po to tu jesteśmy. Żeby wykonywać rozkazy. Żeby walczyć. Wróg może być pewny jednego – dopóki będziemy w stanie utrzymać karabin - dopóty będziemy stawiać opór…
Jesteśmy w drodze do Bastogne.


Zegarek wskazuje kwadrans po 11-tej. Zajmujemy pozycje obronne. Nie wiemy dokładnie, kiedy, w jakiej sile, ani z której strony wróg zaatakuje. Cóż… pozostaje nam tylko odbezpieczyć broń i czekać. W końcu kiedyś się dowiemy…




Na pierwszy kontakt nie musieliśmy długo czekać. Minęło zaledwie kilkanaście minut od poprzedniego wpisu, a obserwatorzy już zauważyli wrogie oddziały na prawej flance… Zamieniam kartkę i ołówek na karabin – idziemy przywitać niechcianych gości. Wkraczają na nasz teren – pierwsza krew jest nieunikniona…

***

Odparliśmy pierwszy atak. Poszło łatwo. Wiemy jednak, że kolejne będą już tylko coraz większe. Ale póki co, żyjemy chwilą obecną. Cieszymy się z naszego małego zwycięstwa. Walczyliśmy dzielnie – odciągaliśmy rannych spod ostrzału nieprzyjaciela, medycy także zasługują na… papierosa – w tej chwili to jedyna przyjemność na jaką mogą sobie pozwolić.


***

Nie długo cieszyliśmy się spokojem. Dochodzi 12-ta, a na horyzoncie znów ukazują się parszywe szkopy. Nie oddamy naszej ziemi. Będziemy walczyć…

***

Kule świszczą nad Bastogne, huk granatów dezorientuje, a dym ogranicza pole widzenia. Rozpętało się piekło. Ranni leżą w koło mnie, jednak utrzymujemy się na pozycjach i trzymamy wroga z dala od progów Bastogne. Nie poddamy się! Bastogne nie padnie!


***

Nie wiem już nawet która godzina, chyba zgubiłem zegarek. Ale to nie jest w tej chwili ważne, bo właśnie odparliśmy kolejny atak. Oni już wiedzą, że tak łatwo się nie poddamy. Morale w oddziale jest bardzo wysokie. To pomaga. To jesteśmy my – Bękarty z Bastogne – a z nami się nie zaczyna! Mamy chwilę na uzupełnienie amunicji przed kolejnym natarciem…
Szlag! Właśnie dostaliśmy meldunek od obserwatorów. Cóż… Do broni!



***

Tym razem te przeklęte szkopy przycisnęły nas nieco bardziej. Wszędzie słychać wołania rannych, panuje totalny chaos, ciężko odróżnić granaty wroga od naszych – tak blisko naszych pozycji już są. Teraz nikt nie może czuć się bezpieczny. Jeśli przedtem było piekło, to nie wiem jak nazwać, to co teraz tutaj panuje…


Przed chwilą widziałem jak sanitariusze biegli po rannego. Nie dobiegli. Skosiła ich wroga seria z karabinu… Śmierć przychodzi po kolejnych żołnierzy. Jest bezlitosna…


Wróg już wdziera się do Bastogne…


Obrońców ubywa, a szkopy ciągle dostają uzupełnienia. Bastogne upada…


Kolejne rozkazy z dowództwa zmieniły całkowicie przebieg działań. Jako, że nasze straty w ludziach osiągnęły ¾ całości, zostaliśmy wszyscy zawróceni do baz w celu przegrupowania i otrzymania kolejnych rozkazów. To nie jest nasze ostatnie słowo…


***

Otrzymaliśmy rozkazy. Ponownie zmierzamy do Bastogne. Nie wiemy, czy teren opanował wróg, czy może pilnują go nasi. Musimy być czujni. Ruszamy…

Mówią, że jest 14:30. Jesteśmy blisko. Zatrzymujemy się, aby z daleka poprowadzić obserwacje.


Wypuściliśmy też zwiad. Czekamy na wieści. Po chwili wracają – możemy iść śmiało – Bastogne jest opanowane przez naszych. Po dojściu na miejsce i omówieniu sytuacji z dowódcą, ponownie zajmujemy pozycje obronne…
Czekamy, czekamy… cisza. Niektórzy nie mogą znieść bezczynności i szukają zajęć, aby choć na chwilę wyrwać się nudzie.


Jest też czas na jedzenie. To dobrze – siły się przydadzą. Miejmy nadzieję, że wróg nie zaatakuje w chwili, kiedy będę otwierał pasztet…

***

Zbieramy się. Ruszamy na patrol. W oddali słychać strzały. To tam się właśnie kierujemy…
Chwila przerwy – spotkaliśmy jeden z alianckich patroli. Teren zabezpieczony. Możemy iść dalej. Coś słyszymy… To chyba wróg znowu zaatakował Bastogne. Idziemy z powrotem. Właśnie nawiązaliśmy kontakt ogniowy z wrogiem. Co prawda sami go zainicjowaliśmy – chcieliśmy, odciążyć naszych, walczących z nieprzyjacielem na przedmieściach Bastogne. Dołączył do nas jeden z oddziałów także zapewne wracający z patrolu. Wspomógł nas w wymianie ognia. Po chwili postanowiliśmy wrócić do Bastogne, pomóc bronić flagi, bo z tego co słychać i widać – linia obrony powoli pęka…
Widok jest zatrważający… wszędzie leżą ranni, kolejni dostają… Niemcy przedzierają się przez linię obrony – choć trudno tu już mówić o jakiejkolwiek linii… To chyba koniec… Bastogne padło…


Tym razem nie zdołaliśmy odeprzeć nieprzyjaciela. Nas niewielu, na ich całą armię… Jednak dzielnie odpieraliśmy poprzednie fale ataków. Walczyliśmy mężnie… My - Bękarty z Bastogne…

Wracamy do bazy…

***

Godzina 16-sta. Siedzimy w bazie, wyczerpani ciągłymi walkami. Jemy i uzupełniamy amunicję… Zbieramy siły przed kolejnym zadaniem. Usłyszałem pewną rozmowę, że będzie to bitwa o charakterze „wszystko, albo nic”…

***

Rozkazy otrzymane. Ruszamy na składy paliwa. Naszym kolejnym – ostatnim – zadaniem jest niedopuszczenie do przejęcia ich przez Niemców. Biorąc pod uwagę fakt, iż nasze siły straciły na liczebności, to może być ciężko. Ale z drugiej strony - nikt nie mówił, że będzie lekko…

***

Jesteśmy na miejscu już od dłuższej chwili. Dochodzi 17-sta. Gdzieś w pewnej odległości od nas, słychać strzały – zaczyna się. Teraz tylko czekać, aż przyjdą do nas. Jesteśmy przygotowani…

***

Ledwo udało mi się schować za drzewem i dorwać coś do pisania. Są wszędzie! Z przodu już prawie wszystkich naszych wybili, kule świszczą nam nad głowami, znowu rozpętało się piekło! Rannych przybywa – strzelają nawet do sanitariuszy!


Aaaa!… dostałem w ramię... Ale zaraz - od swoich? Co oni nie widzą gdzie strzelają? O nie! Jesteśmy okrążeni, zachodzą nas od tyłu wybijając w pień nasz oddział! To… to chyba koniec… Wokół leżą sami ranni… Strzały ucichły… Mimo, że dzień się jeszcze nie skończył, robi się coraz ciemniej… coraz cieplej...

Jest piątek 26.03.2010. Godzina 17:15…………



Tekst i zdjęcia: ibou
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin