Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Oko Kuguara II - Raszówka 11-12.09.10

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
jp3



Dołączył: 31 Sie 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 11:07, 15 Wrz 2010 Temat postu:

Z mojej strony jeszcze raz ogromne podziękowania i wyrazy uznania dla poziomu przygotowania imprezy przez organizatorów.

Jak dla mnie było super. Nauczyłem się dużo - pozostaje ćwiczyć, ćwiczyć, i jeszcze raz (zaskoczenie) ćwiczyć.

Tym razem nie mogłem uczestniczyć w całym szkoleniu, jednak pozostaje mi wyrazić nadzieję, że razem następnym załapię się już na całość!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Czw 16:29, 16 Wrz 2010 Temat postu:

Oko Kuguara 2 – Manewry 11-12.09
Relacja by ja
Foto: ibou, Marcin, yaro

No to jedziemy z relacją z tejże imprezki kulturalno-towarzyskiej.
Początek jak to początek, bo od początku powinno się zacząć był se taki se właśnie… Bo trzeba było wstać rano. Niestety z różnych przyczyn nie udało się dostać wcześniej do Raszówki czyli w piątek. Za to świętowaliśmy urodziny kolegi z Deadline a także formacji, Covala z jego bratem Bombke. Ostro świętowaliśmy, i nawet nie wiem co, i ile, i dlaczego mieszaliśmy, ale było ostro. Bo inaczej nie wypadało przecie. I tylko herr Radziej robił niedobre drinki Razz Ale młody jest, to się nauczy.


Ranne zajęcia na rampie – wtedy jeszcze nas nie było…


Dalej rampa

No i się świętowało, a co za tym idzie, zgodnie z ustaleniami mieliśmy się spóźnić. Nasze spóźnienie byłoby mniejsze, ale imć VonBombke raczył był zaspać po wcześniejszym obudzeniu mnie i podaniu informacji, że za pół h wyjazd. To ja bieguśiem i w podskokach, śniadanie na szybko, kanapeczki robię, pakuję się i dymam na pętlę i czekam. I dalej czekam… i jeszcze trochę i jak już mi się znudziło okazuje się, że Bombke jeszcze drzemeczkę włączył. Ale w końcu dotarł pisa jego mać, śpioch jeden…

Po przesiadce do wozu bojowego JP3 ruszyliśmy na podbój Raszówki, uzupełniając elektrolity. I dotarliśmy cali na miejsce przeznaczenia Smile


No to malujemy się – to Pan Diabeł ale bez różków…


Niektórym wyskoczyły dziwne plamy na puszczkach…


Chłopaki z Gorlic

Po oszpejowaniu, nie widząc i nie słysząc nikogo a widząc ledwie dwa samochodziki maleńkie uznaliśmy, że może są tylko organizatorzy. No i my… Ale poszliśmy, bo jak już jesteśmy, to choć pooglądamy co i jak.
Docieramy, a tam docierają jakieś umundurowane ludki. Znaczy są! Żyją! Nie zjadły ich lwy i wilcy czy inne mutanty. Nawet okazuje się, że jest nas całkiem sporo.

Przy okazji dowiadujemy się, z różnych tam plotek, że nie za wiele straciliśmy. No może i tak, ale osobiście lubię być od początku. W każdym bądź razie coś tam robili. Strzelali po tarczach, chodzili za rączkę dwójkami jak w przedszkolu. Bo, w końcu od czegoś trzeba zacząć. A przedszkole to podstawa, a skoro są i zabawki, to nie może być inaczej.


Maskujemy się…


Pan Paprotka…


Wszędzie krzaczki dookoła… żywe krzaczki

No ale, tego nie wiemy co było, teraz nowy czas nastał, bo my żeśmy przybyli niczym święta trójca. Troszeczkę byliśmy zdziwieni, że nikt się nam na szyje nie rzuca lub czegoś, w sensie jakieś girlandy, kwiaty, czy co tam się na szyje rzuca byle lekkie a przyjemne w dotyku było. Ale coś jakby dziewic brak. Nawet nie dziewic brak. No trudno, sobie zapamiętamy. Jakoś przeżyjemy ten brak kwiatów ale ktoś za to beknie. Podobno mieli za to rzucać granatami i faktycznie rzucili po trzy na łeb. Nie jest źle…


Zielono mi… tralalala..


Byli faceci w rajtuzach, są faceci w zieleninie…

Comendante ibou rozkazli, że jak taktyka zielona, to malujemy się. Wizaż i te sprawy, to ja kumam od razu. Się te fotki modelką robi, to wiem o co kaman. Farbki w dłoń i mazy się robi jak popadnie. Chłopaki z TOS-tów, jacyś tacy niewyraźni i zaskoczeni. Się ociągają i kombinują, że ubiorą maseczki na ryjek czy coś…. Ale nie… El Comendante ibou i El Comendante Marcin rykiem dobywającym się z paszczy wywarli małą presję na opornych i wszyscy się pomazali po ryjkach we ciapy… Od razu jakoś lepiej wyglądamy… Teraz wiem czemu babeczki się malują. A dziwne to takie było, ale jedno spojrzenie do lusterka i nie ten koleś co zawsze. Reszta też jakaś taka inna…


Idziemy gdzieś…


Najważniejszy jest szykowny szyk…


Gdzieś za tobą czai się wróg…

Wychodzimy we szyku i szykownie pomalowani. I idziemy drogą od ambasady w kierunku rampy i tuż przed skręcamy w las. No jak las to las. Będzie pewnie spacer. Ale nie… Duo Comendante każą się maskować zieleniną… To rwiemy krzaczory i robimy się na mobilne krzaki. Nie jest źle. Nawet toto nie najgorzej wygląda. Pustoszymy okoliczną florę. Tu krzaczek tam paprotka. Gdzieś padł głupi pomysł by może się ostrężyną owinąć. Przemieniamy się w Ludzi Lasu. Z co niektórych to nawet Yeti jakiś wychodzi. Przyznaję, wygląda to nawet przyzwoicie, jakoś tak nawet maskująco. I po prawdzie nikt nas nie znalazł.


Szpaler dla el comendante Marciano


Biegnij Lola biegnij…


El comendante ibou…

Ruszamy gdzieś. Do rampy. Potem rozkazy i tworzymy szyki. Różne tam takie kolumny pojedyncze i podwójne i jakieś szlaczki, sierżanty. Od czasu do czasu, ktoś widzi kontakt i drze japę. Muszą mieć dziwne okulary, bo często im się to zdarza… No ale cóż… Jest kontakt, to trzeba działać. To działamy. Się rozchodzimy, schodzimy i znowu rozchodzimy jak kompania reprezentacyjna. Co jakiś czas to się atakuje, to znów się wycofujemy. Podzieleni na sekcje alfa i bravo działamy i działamy obchodząc Raszówkę dookoła. Spacer jak spacer. Dopóki drogą to jakoś to idzie. Ale w swej pomysłowości rozwinęliśmy szyk zwany linią i sruuu przeze krzaczory, ostrężyny i inne doły i chwasty. Jakoś to idzie, choć krew z nosa pewnie szła by lepiej. Ale przemy do przodu. W końcu kierujemy się do ambasady.


Przedzieramy się przez jakieś chaszcze… Szykiem zwanym “jak kto może”…


Zabawy w kółeczkach z cyklu “mam chusteczkę haftowaną…”


Zawsze czujni…


Bieganie I bieganie…

Tam przerwa obiadowa. Niektórzy wyciągają grilla inni jak Bombke idą spać. Ale nie pospał długo. Został nagle choć niekoniecznie z zaskoczenia obudzony petardą. Ot, takie zabawy… Pora obiadku się powoli kończyła i znowu ubieranie szpeju.


W drodze…


Zaraz dupnie… I tyle z sjesty…


Chodzili gdzieś na spacery… Może się I trzymali za rączkę, kto to wie… Zawsze razem


Idziemy na tor przeszkód…

Teraz idziemy na tor przeszkód. Koniec Raszówki, start, jakieś opony, potem dół, po wybiegnięciu każdy ma dźwignąć ibou na bary i przebiec do niedalekiego budynku. W budynku trzeba zaliczyć cele zmasowanym ogniem. Potem prze dziurę w ścianie i biegiem do kolejnego okopu, następnie 5 obrotów wokół patyka i kolejny budynek. Po schodach i kolejne cele i bieg do mety.

Miało zająć 2,5min… Zajmowało mniej, ale też miło nie było. Na szczęście nikt pawia nie puścił, choć wydawało się że z Bieniem będzie źle, bo galopował jak młoda owieczka przed jurnym wilkiem. Ale teleturniej wygrał. Ogólnie było ciężko… Dobrze, że tylko jeden bieg, bo drugi byłby cokolwiek ciekawy.


Gryncek finiszuje


5 kóleczek dookoła patyczka i na pięterko


Czyszczenie piętra


Galopem!!!


Przenoszenie zwłok – całkiem jeszcze ciepłych i niewygodnych


Widoczek po biegu…

Wracamy i krótka przerwa.


Pwrót oczywiście biegiem, bo jak inaczej….


Albo w szykownym szyku…

A potem na rampę, z nożami i klamkami. I jest samoobrona. Wpierw ot, taka bez oręża a potem i z nożem i klamką. Się ludzie starają. Nawet Taps ma jakiś kukuri z bliskiego wschodu albo co… I się ludzie kłują, wykręcają rączki, odbierają zabawki… Ogólnie fajne zabawa. No bo inaczej być nie może. To co prawda tylko podstawy. Nawet podstawy podstaw, bo też większość poza kilkoma osobami ze sztukami walki miała kontakt raczej poprzez TV albo gry jakieś. Real, to jednak inna rzeczywistość i nie zawsze chce wychodzić jak pan pokazuje.


Złapać pocisk zębami – samoobrona poziom zaawansowany


No to sruuu na betonik…


Taps i jego kindżał… a może tonfa, choera wie…


Mam scyzoryk i nie zawacham sie go uzyć..


Tu mnie dźgnij, tu…


I o glebę…

No i ponownie szpej i idziemy znowu prosto w kierunku zachodzącego słońca, ale nie do nieba i nie czwórkami, ale szykownie szykiem jednym z trzech. Ale teraz mamy zadanie. Zdobyć i wyczyścić budynek. Wpierw przez las by go zajść od dupy strony. Podzieleni na sekcje. Jedna tył, druga się skrada do frontu. I zaczyna się trening zdobywania budynku. Wchodzenia na schody i czyszczenia. Może z miotłą byłoby lepiej, ale z repliką też fajnie jest. Wpierw jeden potem drugi budyneczek. Dochodzą do tego granty. Jest głośno. Ma być głośno. Więc huk petard, krzyki wbijających się czyścicieli… Jest ostro… I kolejny obiekcik na drodze i powtórka z rozrywki.


Na trzy…. Pan dyrygent


Podchodznie pod budynek


Kolejny domek do czyszczenia, ale wpierw trochę rozrywki granatem


Pilnując tyłow w świetle zachodzącego słońca…


W drodze na kolejny cel

Trzy budynki poczyszczone. Zostajemy na dziesiątce. Tam kilka powtórzeń i teraz na ostro. Znaczy się jedna sekcja broni druga zdobywa. Krótka w łapy kto ma, a i długa też jest dozwolona. Oczywiście granaciki też… Wpierw alfa broni a my szturmujemy. Doszliśmy na pierwsze piętro i nas rozwalili. Potem zmiana. Daleko dalej alfa nie doszła. Nie jest łatwo. Ale tak to jest a tu jeszcze zapada zmrok i mało co widać. Postrzelali, porzucali granatami, to wracamy do ambasady.


Prawie ostatnia twierdza do zdobycia


No to z przytupem do przodu


Jademy…


Gotowi…

W bazie pada komenda spać! To też i idziemy spać. Aczkolwiek chyba każdy spodziewał się, że długo ten sen nie potrwa. Ale by nas zaskoczyli, jakby stało się inaczej. Ale nie… Kabum!!! I zaczyna się nocna część manewrów. Znowu w szpej i dymamy na zbiórkę. Kolejne zadania. Wracamy do budynku o jakimś tam numerze, w każdym razie ostatnim po prawej stronie od głównej drogi. Trzeba w końcu ponazywać te domki, bo jakoś numerów poza jednym spamiętać nie mogę Razz . Prowadzę obie sekcje przez pewien kawałek drogi na wysokość opon z toru przeszkód. Tu zgodnie z rozkazem alfa idzie na prawy budynek, my, bravo, na lewy. Mamy przeszukać i znaleźć jakieś ślady po zakładniku, czy też inne wskazówki. Atak ma się odbyć równocześnie. Dobrze, że jakieś dwa radia były i podejście udało się wykonać jak trzeba. Niestety proces odpalania grantu spowodował, że eksplozje już tak równo nie wyszły, ale i tak wbiliśmy do budynków i zaczęło się czyszczenie. I szukanie jakiś śladów. Alfa coś tam znalazła, ale brak śladów zakładnika. Idziemy dalej. Kolejny budynek a potem dziesiątka. Wyczyszczone i zero śladów. Dowództwo mówi, że trudno, pewnie przenieśli dziada. Mógłby zdechnąć, to poszlibyśmy spać.


Wpadnijcie na chatę – wpadniemy Smile


W celu wkurzenia przeciwnika wrzuć granat do ciasnego pomieszczenia a najlepiej ze trzy…


Przed snem…

Nie koniec na tym. Czyszczenie i szukanie się skończyło, zaczyna się trening. Znowu w formie na ostro. Alfa się bronie my atakujemy. Pierwsze starcie nie poszło za bardzo. W drugim zmiana taktyki wejścia i dochodzimy do końca. Oczywiście ze stratami, ale było już fajnie. Ostrzał, granaty, latarki. Jest klimat. Zmiana stron. Bronimy się. Pierwsze starcie. Stoję za słupkiem, reszta gdzieś skitrana po różnych miejscach. Zasada jest prosta, strzelamy w korpus. Nie warto za bardzo się kłaść, bo wtedy zostaje tylko główka. Nie wiem czy ktoś stosował leżenie, pewnie tak, ale jakiś narzekań nie było. A co dziwne strzelaliśmy w ciasnych pomieszczeniach nawet z mocnych replik i chyba nikt w łeb jakoś nie dostał, ale też wielu miało hełmy więc, to też żaden ból.


W ciemnościach wszystko wygląda inaczej

Stoję i czekam. Gryncek gdzieś rogu sobie kuca, Marcin w korytarzy naprzeciwko mnie. Nie wiem gdzie reszta, ale to w końcu 3 piętra. Idą. Ktoś tam dostaje, granty lecą i jebudub! Raz, drugi, trzeci… wleźli na piętro. Latarka w moją stronę i wyczaili… Może cień latarka zrobiła, jakieś strzały, ale przez słupek nie przejdą. A skoro widzą, to kilka strzałów w kierunku światła, ktoś dostaje, ja przebiegam za załom hali. Jest dziura w ścianie. No to w nią, ale nie jest łatwo, cholernie ciasno, a tu szpej, replika. Jakby wbiegli od razu, to bym jak kaczucha dostał po dupie, bo tylko to zostawało. Udało się przejść. Marcin kogoś trafia i walimy do przodu. Okazuje się, że już po sprawie.

Druga obrona. Marcin proponuje, że bronimy się na samej górze. No to się bronimy. Każdy zajmuje jakieś stanowisko. Rozstawiamy lightsticki w różnych miejscach dla zmyły. Alfa wchodzi. Lecą granty. Bum! Bum! Jakieś strzały. Ciekawe do kogo? Zdobywają piętro. Następne granty. Kolejne piętro. Powoli im idzie. I już są przy nas. Kabum!!! I wchodzą, teraz i nasi prują… Okazuje się, że mamy straty, bo nasi przeszli za zakazana linię… Jakieś zamieszanie. Wypadam razić kogo popadnie z klamką a tu koniec… Zasadniczo nie wiem co i jak, ale przeżyłem, to co mi tam.


Gdzieś w budynku

Wracamy do ambasady. Pozytywnie jest. Bardzo pozytywnie. I kolejne spanie. Śpię w gore, bo przed poprzednią pobudką zaczynało być mało atrakcyjnie a wręcz zimno się robiło. Sen następuje po chwili. Przebudzam się jak Bombke gdzieś znika… Bardzo głośno się niektórzy skradają niestety. Za chwilę. Bum!!! Kolejna pobudka. 10 min na uzbrojenie i zebranie się i wyczyszczenie bazy.


Rankiem – czytanie rozkazów


Osłona reszty oddziału


Pierwszy budynek czysty


Samotny wartownik przy wschodzie słońca


Napieramy dwójkami…


Bieniu czyta rozkaz. Mamy podążyć w kierunku budynków które czyściliśmy wcześniej i znaleźć zakładnika oraz informacje. Przekonałem Bienia, że pewnie oczekują, że zrobimy to jak zawsze a koleś pewnie jest w dziesiątce. A gdzieś tam były siły wroga z liczbie 5 sztuk. I napoleońskim manewrem obejdziemy i zdobędziemy inny obiekt. I tak też zrobiliśmy. Tuż przed wejściem do budynku sms nadjechał i kazano nam iść jedynie słuszną opcją. No jak każą, to kurna trudno. Ale nie na około, ale skrótem czyli poprzeczną drogą.


Osłona z gory


Kierując się w stronę słońca…

Idę na szpicy, za mną alfa i bravo. Mam jakieś 30m odstępu i w okolicy skrzyżowania z główną droga widzę dwa szyszaczki. Ibou i Marcin się zasadzali na nas. I teraz żal, że nie było radia. Cicho by się powiedziało by nisko ludzie podchodzili i byśmy im zasadzkę uczynili. Sam może bym jednego trafił ale drugiego już nie. Lepiej wezwać wsparcie. Szkoda że tak słabo było rozumiane że chcę by podchodzili nisko i powoli. Potem się dowiedziałem, że zobaczyli hełmy ludzi za mną i gogle Bienia. Ale powoli dwóch do mnie jakoś dotarło. Mieli dojść do drogi i zabezpieczać z prawej, bo nie wiadomo gdzie pozostała trójka.


I nie wiadomo gdzie ten wróg

Reszta oddziału miała stworzyć linie i przeszukiwać w kierunku gdzie widziałem nieprzyjaciela. Bieniu kierował linią, ja obchodziłem z prawej. I w końcu krzyk ibou – kontakt! I zaczęła się strzelanina. Powoli podchodzimy pod wroga. Ja z prawej pruję do wroga, ktoś do mnie. Z prawej zachodzą pozostali, z lewej idzie grupa Bienia. Wróg zrywa kontakt i się wycofuje. Nasz oddział przesuwa się w prawo w kierunku budynku, bo trzeba zgodnie z rozkazem oczyścić i przeszukać. Wychodzimy na pozycje wyjściowe. Bieniu bierze grupę na budynek. Ja z dwoma chłopakami z Gorlic blokujemy skrzyżowanie i przedpole przed kolejnym budynkiem.


No to podchodzimy pod ostatni punkt oporu..

Grupa Bienia czyści budynek. Żadnych śladów. Wbijamy na kolejny i dostajemy ostrzał z budynku bez ścian. Odpowiadamy ogniem. Chłopaki z Gorlic dają rady i sieją po budynku. Reszta oddziału czyści. Wróg się wycofuje z budynku. Idziemy dalej. Zmiana strategii. W krzakach może ktoś być. Dwóm padają repliki, więc z klamkami idą na przód by sprowokować wroga do otwarcia ognia. Poruszamy się dwójeczkami i to biegiem. Trudniej trafić biegnącego, więc na przemian co chwilę jakaś dwójka biegnie, reszta osłania i tak dalej, i tak dalej. Bieniu kryje nas z piętra budynku. Dochodzimy do kolejnego. To przedostatni budynek, który mamy sprawdzić. Wbijają chłopy do środka i znajdują teczkę. Bierzemy fanta i biegiem w kierunku ostatniego budynku.


Strzelają, rzucaja granaty…To ja sobie tu cichutko poczkam, może przestaną…


Ostatnie piętro twierdzy zdobyte

Ostatni budynek, więc musza tam być lub w jego okolicach. Podbiegając dostajemy się w strefę rażenia i pierwsi trafieni. Sam dostaję z piętra. Zasady gry są proste. Na zewnątrz, jak dostaje się kulką, 10s przerwy i wracasz do gry, w budynku strzał i koniec zabawy. Trochę nas przyparli. Przez okno z pięter lecą granaty. Bum! Bum! Bum! Rzucamy ekran dumny by podejść i się udaje wbić pod budynek. Część przez jedne drzwi, reszta z boku przez główne wejście. A te france nam co jakiś czas przez okienko rzucaja granaciki. Parter wyczyszczony. Obie grupy się łączą i wbijają na piętro. Jebud!!! Po prostu pierdolnęło czymś poważniejszym. Aż tynk poleciał ze ścian i trochę ściany też. Bum!!! Bum!!! Kabum!!! Na przemian słabsze i co któryś mocniejszy huk granatu. Ludzie wbijają na piętra. Powoli to idzie, bo z góry co chwila leci granat. Jebudup!!! I kolejny kawałek ściany. Strzały i huk petard i pył jest wszędzie. Gdzieś na piętrze wyskoczył Bombke z klamką w dłoni chcąc metodą terrorystów choć jednego zabrać z sobą do krainy wiecznych łowów. Wyszłoby, gdyby nie brak gazu w klamce. W końcu jesteśmy na szczycie budynku. Po prawdzie to nie wiem, ale chyba zdobyliśmy twierdzę. Ja tam przeżyłem do końca, więc pewnie tak. Ale w zasadzie nieważne to było. Ważne było zdobywanie, huk, dym i akcja. I to wyszło przednie. To koniec zdobywania. Wychodzimy.


Koniec operacji…


Nie ma to jak wschód słonka


Cdn. słonka…

Ostatni marsz do ambasady. Teraz tylko powrót do domu…

Podsumowanie:
Jadąc na Oko, miałem pewne oczekiwania. Wynikały one oczywiście z udziału w poprzedniej edycji. Jazda po kilku miejscówkach, strzelanie do tarcz, zimno, mróz, poszukiwania zakładnika od rana do wieczoru. Myślałem, że będzie podobnie, bo organizatorzy pary z ust nie puścili do końca.

Okazało się, że jest inaczej. Jest trening w zasadzie szkolenie a potem zadania i końcówka, to jakby ciąg dalszy z poprzedniej części, choć dla mnie w mniejszym stopniu powiązane. Ale było dobrze a nawet bardzo dobrze. I w dodatku aura też była jak najbardziej pozytywna. Przygotowanie terenu na poziomie takim jak się spodziewałem, bo inaczej być nie mogło. To dotyczy także szkolenia. Jakoś pewien standard jakości w tym co robimy dla innych zaczyna obowiązywać i bardzo dobrze. Ludzi też było trochę. Brawo dla chłopaków z Golrlic, ze to że im się chciało i mam nadzieję, że się dobrze bawili i przyjadą znów. Bo choć brakowało Fox-ów, części Deadline i Ravenów, to kilkanaście osób było. Wielka szkoda, że brakowało innych członków Formacji, bo wtedy pewnie byłaby i sekcja Charlie  a może i Delta…


No i po walce I po Oku


Rilax….

Można pogratulować pomysłu. Brawa za organizację dla ibou i Marcina a także za prowadzenie to ostatniej jest zawsze najważniesze. No i morale uczestników i pozytywne nastawienie. Zawsze tak jest, jak się cos robi, że po fakcie jak i w trakcie widzi się, że coś by można dodać, zmienić, usprawnić. Ale myślę, że wszyscy uczestnicy bawili się dobrze i są zadowoleni z tego, co się udało zrobić.

Wnioski:

1. Impreza powinna być cykliczna. Może nawet składająca się z kilku edycji na rok. Jednej zimowej i 2-3 letnich. Lub na każdą porę roku jedną, bo to by pasowało do tego jak działamy airsoftowo.
2. Możliwość przerobienia w bardziej intensywnej i szerokiej skali tego co się robi na treningach, to główna zaleta. W szczególności przy opcji szkolenie-praktyka
3. Można wprowadzić więcej zadań, nawet na skali mikro, po każdym cyklu
4. Wprowadzenie szkolenia dowódców, by każdy uczestnik mógł przejąć tą funkcję (cokolwiek niewdzięczną), bo czasami jest to problem na imprezach
5. Wprowadzenie opcji pod czysty air soft, czyli pewnych rzeczy odbiegających trochę od szkolenia na rzecz gry.
6. Wprowadzenie opcji medyka, która istnieje w niektórych scenariuszach czy milsimach, plus nauka posługiwania się mapą, kompasem
7. RC – opcja, czyli działanie na real magach
8. Więcej przeciwnika w działaniach leśnych. Teraz oczywiście nie było nas tak wielu, ale działania realne z oporem, potrafi zmuszać do ciekawych rozwiązań. Tak jak to było rankiem Smile
Jest jeszcze kilka ciekawych projektów, o których rozmawialiśmy w samochodzie, ale powinny być niespodzianką, było nie było na następny raz Smile

Ja będę zawsze postulował by do naszych treningów (niekoniecznie wszystkich) dopuszczać więcej osób. Już tak się dzieje z zaprzyjaźnionymi ekipami czy ludźmi. Ale można to trochę bardziej rozwinąć. Nie żeby zaraz wszystko co się rusza, bo co to, to nie, ale tak kilka osób.

Patrząc na to ze strony organizatora różnych wyjazdów i powszechnej łapanki ludzi było by to bardzo wskazane. Oczywiście jako Formacja będziemy teraz bardziej samowystarczalni, ale to nie znaczy, że na jakieś imprezy nie pojedziemy w szerszym gronie. Bo byłoby fajnie tak wystawić mocną reprezentację i skopać tyłki komu się da… Lub dzielnie umrzeć śmiercią bohatera z kumplami jak w jakiejś epopei Smile


Ludzie jacyś tacy uśmiechnięci, radośni…

Dla mnie tego rodzaju manewry są dobrym rozwiązaniem do właśnie tworzenia TF-ów wyjazdowych. Bardzo mi się to podoba, bo może tworzyć pewien standard zachowań a potem działań, które będzie można wykorzystać na większych imprezach.

W przyszłym roku mają być Ardeny. Pewnie będzie też i Mangusta i może Borne. Do tej pory działaliśmy w małych, co prawda mobilnych TF-ach (poza Ardenami). Może czas na większe, mocne i nie mniej mobilne działania..?
Opanowanie technik poruszania się, całkiem płynnego, tak jak na manewrach powoduje, że mniej czasu się traci na ustawianie ludzi, wymarsze i samo poruszanie a i rekcja na kontakt z wrogiem jest szybsza i bardziej zorganizowana. Dla tych co byli na Nysie pewnego lutowego dnia, gdzie chyba po raz pierwszy zastosowaliśmy szyki, to takie małe przypomnienie. I jakoś zadziało, choć nie tak rewelacyjnie. A ludzie byli bardzo przypadkowi. Trochę z tym gorzej było na Ardenach, bo wspólnych działań było mało, ale jakoś poszło.

Tak sobie myślę, że po kilku następnych treningach, w szczególności przed większymi imprezami, to może być bardzo dobrze. Powiem więcej: jako tako Razz

To rzekłem ja yaro kończąc tym samym tą relację. Nie ma tu może wiele analizy tego co robiliśmy, bo jeszcze nie jest potrzebna. Po jakiejś imprezie będzie można ocenić co umimy…


Oko Kuguara 2 – End of Mission

Howg!

Link do galerii:

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Yaro dnia Pią 13:30, 17 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin