Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Semi-Milsim-Operacja: Insertion Point 23-24.07

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pią 14:16, 29 Lip 2011 Temat postu: Semi-Milsim-Operacja: Insertion Point 23-24.07

Operation: Insertion Point

Wstęp…

Jest piątek, godzina prawie szesnasta. Leje. Znowu kurwa leje… A my mamy jechać na milsim w jakieś góry gdzie mój własny prywatny wywiad mówi, że też leje. To już trzeci raz jak tam śmigamy i za każdym razem jest deszcz. W różnych ilościach, ale jest i wkurza mówiąc krótko…


Wrocław 16:02 – deszczu strugi…

Bo czy ja w ogóle lubię milsimy? Sam nie wiem. I nie chodzi o to że inne zasady, że daleko i przeważnie dwa lub trzy dni. Ale właśnie może lać. Albo sypać śniegiem. Są tacy zboczeńcy, co w zimnie też śmigają. Mnie jeszcze tak nie pogło… Ale całkiem być może i pognie, i zacznę. Na razie mam świetną wymówkę, brak butów. I już. Dobre, skuteczne i mało mnie obchodzi, że inni mogą se w desantach czy pustynnych dymać. Ja nie zamierzam. Alem jest asertywny, że ho ho ho…

Wkurza mnie pogoda. Wkurza tym bardziej, że już tam byliśmy i było jak było. Wkurza, bo kurde pochodzę z tamtych stron i wiem jakie te górki są. Może niespecjalnie wysokie, ale kaprysy mają i w momencie potrafi się zrobić do dupy a zaraz świeci słonko i jest bomba. Taki urok acz nie sraczka.


symulato bojowy – Snajper – przed misją

Problem jest taki, że sam namawiałem, to teraz trzeba jechać. Zresztą chcę. Bo w końcu rodzinne strony. Bo trzeci raz, bo w zasadzie to prawie jakby miejsce gdzie idea Formacji Pluton powstała i upływa prawie rok bez tygodnia. Więc jadę. Ale na pogodę będę narzekał, tym bardziej że gorączka jakaś dopadła i marnie widzę perspektywę dymania pod górę…


Ranek przed misją

Żółty Huey przyleciał, więc jedziemy we szóstkę. W tym nowicjusz milsimów. Ba, w ogóle nowicjusz, bo to jego pierwszy raz z ASG. Będzie ciekawie. Zasadniczo na pewno będzie, bo zawsze jest i nie może być inaczej.


Żółty huey na Salmopolu

Ruszamy ku przygodzie. Wpierw do mnie na chatę, integracja (skończyło się na nocnym graniu na konsoli w Snajpera), nocleg i potem do czynu… Musimy dotrzeć za dnia, bo nasz Huey nie ma świateł. Znaczy coś ma, ale nie te co trzeba i nie zawsze działają. Połatane na McGayvera czyli izolka i co tam się pod ręką znajdzie jakoś docieramy około 22 na miejsce bazowe. Teraz tylko przygotowanie szpeju, jedzonko i spanko. Będzie ze 3 h a potem do Szczyrku na Salmopol i w las. Przestało lać, to napawa optymizmem. Prognoza mówiła o bez deszczowej sobocie i deszczowej nocy z soboty i niedzieli. Pożywiom, uwidim…


Jest morale mimo, że blady świt…


Był nawet kawałek sernika na podwyższenie i tak wysokiego morale

Zgodnie z planem mamy ruszyć nie wcześniej niż o 4 rano. Nie ruszamy. Wstajemy o czwartej. Jest zgodnie z planem bo wcześniej niż o 4 na pewno nie wyjdziemy w teren. Ubieranie, makijaż i ruszamy…


No to w górę…

------------------------------------------------------
Do:

Commendante Yaro - Bataliones de la Meurta /Brasil/

Zadania i cele:
1. Rozpoznać i zbadać masyw Kościelca, gdzie prawdopodobnie znajduje się tajna baza DEA utrudniająca działalność karteli, likwidująca składy, ludzi i niszcząca towar będący w trakcie transportu i wysyłki w świat
2. Zlokalizować i zlikwidować agentów DEA:

- Boro – dowódca grupy DEA w tym rejonie, były żołnierz SAS

- Martinez – tajny agent DEA, działający w ukryciu, były policjant prawdopodobnie agent FBI w oddziale przestępczości zorganizowanej oraz oszustwach finansowych

Od naszych donosicieli (czytaj kapusiów) dostaliśmy harmonogram zadań oddziału DEA. Można go wykorzystać, do urządzenia zasadzki na wybrane cele. Koordynaty bazy DEA i ich zadań oraz miejsc spotkań są niepewne. Mogą być celowo sfałszowane by zwabić Was w pułapkę.

W tym rejonie działają także inne, konkurencyjne grupy z innych karteli. Należy zachować ostrożność. W przypadku spotkania zlikwidować. Nasz brazylijski kartel z Salvadoru chce przejąć ten teren i za to też Wam płacimy by był oczyszczony.

Podpisano

Chefão Raymundo Santos Escobaro

----------------------------------------------------------------

Porra!!! Lądujemy. Dla niepoznaki nasz huey jest pomalowany na żółty kolor, że w razie jakby co, to RMF – jakieś lokalne radio. Znowu poślizg w czasie. Wiatry jakieś i jest obsuwa. Jest 0515 - lądujemy. Szybkie szpejowanie i jesteśmy gotowi do drogi. Mamy spory kawałek do przejścia zanim znajdziemy się mniej więcej w terenie naszych działań.


7:23 a my dalej idziemy w górę…


Czasami zdarza się i zejście jakieś…

Damy radę, bo zawsze dajemy. W końcu jesteśmy elitą - Bataliones de la Meurta! To nam płacą byśmy załatwiali brudne sprawy. Wszyscy nam płacą. Tych co nie płacą, już nie ma lub za niedługo nie będzie. Sami zawodowcy a raczej najemnicy, ale zawodowcy i jeden rekrut Urubu. Jego pierwsza misja i chrzest bojowy. Wróci albo i nie wróci. Zawsze się znajdzie nowy z favela na jego miejsce. Jedni mają motta – honor i ojczyzna, my – pieniądz i forsa załatwiają wszystko. I dobrze nam się żyje. Intensywnie i czasami krótko, ale intensywnie.


Panorama gór o poranku…

Ruszamy. Jest 0530 i idziemy. Pod górę oczywiście. Pewnie dlatego, że to góry. I idziemy. Mijamy jakieś jagodziarki. Jedne młode, ładne i uśmiechnięte (do tych wrócimy) inne wiek emerytalny dawno osiągnęły i choć też się uśmiechają to do nich nie wrócimy – naiwne… Ale szacun wielki. Młoda godzina a one zasuwają z jagodami. Pewnie kilka kursów zrobią, gdziekolwiek tam mieszkają. Jedno wzniesienie za nami, teraz w dół a przed nami na horyzoncie kolejne. A jeszcze sporo do celu przeznaczenia. Za to widoki piękne. Jakiś obóz dla wierszoklepów zrobić i kazać podziwiać i opisywać.


Rekrut Urubu

Pogoda jest taka se. Nie leje. Nie kropi nawet, tyko wiatr w głowę pizga niemiłosiernie. Przed nami wzniesienie, które ma odsłonić miejsce przeznaczenia czyli masyw Kościelca. 0713 - docieramy na wzniesienie z którego widać masyw Kościelca. Na dole na drodze pod wzniesieniem dwa samochody. Być może to sprzęt DEA. Szlak prowadzi w prawo. Ale my idziemy na przełaj w dół, bo jest tam droga jakaś i wyjdzie że będziemy mieć bliżej. Nie wiem czy nie lepiej było jednak szlakiem. Ostra trasa w dół to jednak nie jest szybka droga. Co chwila ktoś się ślizga na trawach i kamieniach. Łapiemy się krzaczków jagodowych i trawy by nie ruszyć w dół lotem ślizgowym.


Jedna górka za mną…

Jesteśmy na dole na jakiejś drodze. Przed nami już tylko masyw który jest naszym celem. Jest ósma z minutami. Robimy przerwę na szybkie śniadanie. A potem w drogę. Nasz rekrut ma na śniadanie jeżyki… Ciekawe, co wyciągnie na obiad..?


Postój na trasie…

Śniadanie, śniadaniem a ruszać trzeba, bo nie wiadomo ile jeszcze drogi. Zbliżamy się do placu gdzie stoją samochody. Szybko zajmujemy teren. Na przedzie Radziej i Urubu. Najmłodsi. Świeże nóżki to mykają jak te kozice górskie. Teren czysty. Samochody prawdopodobnie robotników leśnych. W środku jakieś piły i inne pierdoły. Może podpucha, ale i tak nikogo nie ma w pobliżu.


CDN… postoju…


W tle masyw Kościelca, nasz cel…

Ruszamy pod górę jakąś drogą. Gdzieś tam, za tą granią i szczytem jest teren gdzie ma podobno operować DEA. No to leziem znowu w górę. Teraz bardziej czujnie, bo kto wie, kogo można spotkać za zakrętem.


Z lewej gdzieś za mgłą Skrzyczne z prawej masyw Kościelca


No to gdzie idziemy panowie…


To tam gdzieś jest baza DEA

Dochodzimy do jakiegoś skrzyżowania dróg. Zalegamy. Szybki pomiar GPS - 49°39.166’ N 19°0.676’. mamy szlak żółty, który z jednej strony idzie w dół wzdłuż masywu Kościelca a w drugą stronę prowadzi prawdopodobnie do szlaku którym szliśmy ale sobie sprytnie skrócilismy. Jest też droga w kierunku jednego ze szczytów Kościelca. Wysyłam tam patrol w składzie Radziej i Marcin. Mają rozpoznać teren, bo gdzieś tam ma być baza DEA. VonBombe ma znaleźć miejsce na bazę. Coval śmiga w górę szlaku żółtego, Urubu w dół a ja sobie odpoczywam obserwując drogę skąd przyszliśmy.


Coval sprawdza replikę…


W okolicach Malinowskiej Skały


Ciemność widzę…

Wraca zwiad. Cisza i spokój na górze. Doszli prawie na szczyt. Brak oznak bytności wroga. Po chwili i VonBombke się pojawia oznajmiając że znalazł miejsce na bazę. Idziemy i rozbijamy nasze legowisko w punkcie - 49°39.166’ N 19°0.586’ E. Jest niedaleko od szlaku i skrzyżowania. Z jednej strony spływa jakiś strumyk a więc mamy i bieżącą wodę. Szum fal i takie tam. Chwila przerwy i snu dla regeneracji. Najbliższa hipotetyczna misja DEA jest wyznaczona na godzinę 1300, więc jest trochę czasu. Odpoczywamy a Marcin stoi na warcie.


Schodzimy w dół do drogi


W drodze…


Plac czysty…

Po 11 ruszamy w kierunku pierwszego zadania, gdzieś hen przed nami. Dochodzimy do skrzyżowania dróg i idziemy w dół żółtym szlakiem. Ostrożnie, bo nie wiadomo gdzie mogą być agenci DEA. Nie wiemy ilu ich jest i jak są podzieleni. Na pewno jeden oddział jest w terenie i jeden broni bazy. Ale może są dwa oddziały w terenie. Cóż… nasz wywiad tu akurat dał dupy.


Odpoczynek w bazie


Wartownik Marcin


Schodzimy szlakiem w dół…

Około 12 dochodzimy do polany pod wzniesieniem, które przecina droga prawdopodobnie prowadząca na szczyt Kościelca. Szybka narada. Możliwe, że tą drogą będą schodzić a miejsce się nadaje na zasadzkę. Pada kilka propozycji jak się tam zasadzić. Kombinacje alpejskie w wersji militarnej. W końcu olewamy to i idziemy dalej w dół. Dochodzimy do betonowej drogi biegnącej wzdłuż rzeczki. Zabezpieczamy drogę i wysyłam zwiad na nieodległe skrzyżowanie. Po sprawdzeniu namiarów, ruszamy w górę drogi i rzeki. Będziemy szukać paczki. Dochodzimy do ostrego zakrętu drogi. Gdzieś tu jest pierwszy cel. Jesteśmy trochę przed czasem. Marcin i VonBombke zabezpieczają drogę z dwóch stron rzeczki, Coval idzie w górę rzeczki i zabezpiecza od strony lasu. Radziej i Urubu ruszają na jeden ze stoków, który wygląda podobnie do opisu. Jest polana i są drzewa. Szukają i szukają i nic. Po drugiej stronie drogi i rzeki też jest jakaś polana. Więc idą na kolejne wzniesienie. I dalej nic. I nie chce się ta polana pokrywać ze współrzędnymi zdobytymi przez agenta. Może się pomylił. Cóż poszukiwania trwają. Ja sprawdzam posterunki. Idzie komunikat, że nic z tego, nic nie ma. Albo ktoś już zgarnął paczkę, ale to powinno nastąpić koło 13 a my byliśmy przed a już 14 dochodzi. Każę im zejść. Poszukamy innego celu. Chwila odpoczynku, bo się chłopaki nachodziły. Ściągam Covala. Nie będzie już potrzebny.


Polana gdzie miały być zasadzki i nawet była jedna nocna…


Skrzyżowanie – miejsce nocnej zasadzki – sprawdzone


Poszukiwanie fanta


Z drugiej strony rzeczki też nic nie ma…


Kontakt! – idzie przez radio. Widzę jednego… Już dwóch… Nadaje VonBombke. A my w krzaki i gdzie się da. Cztery osoby schodzą przez las w stronę drogi. Kolejny meldunek. Roimy zasadzkę. Pewnie idą po to czego sami szukaliśmy. Mogą mieć lepsze namiary niż my. Ale co tam paczka. Wybijemy dziadów. Ot co!


Jedna strona zakrętu kontrolowana


Wartownik VonBombke na stanwisku skąd widział wroga…

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że został nasz kanał łączności zidentyfikowany. Ot, jeden z naszych miał pmr-kę i trzeba się było dostosować do jego częstotliwości. Agenci DEA nas słyszeli, choć nie wiedzieli z której strony jesteśmy.


Sprawdzanie kanału…


Powrót do bazy

Są na drodze! Mamy kolejny komunikat. Ja, Radziej i Marcin na drugim brzegu rzeczki siedzimy w krzakach. Coval wlazł za mostkiem, bardziej kanałem, w koryto i czeka. Urubu poszedł na skarpę do lasu skąd nie tak dawno schodził. Za daleko, ale to jego pierwszy raz. Się nauczy jeszcze, że za daleko nie znaczy zaraz dobrze choć może bezpiecznie. A że nie ma radia, to trudno. Jak się zacznie strzelanina, to może się zorientuje. Czekamy.


Obiad…

Bombke, przepuszczasz wroga i my go rozwalamy a ty dobijasz od tyłu – nadaję. Kiepsko mnie słychać, bo nawala mi PTT i za cholerę nie idzie mnie usłyszeć. Wywalam laryngofon i tradycyjnie przychodzi mi korzystać z radia.


W kierunku na szczyt

A wroga niet… Gdzie są? VonBombke nie wie. Jeszcze chwila w ukryciu. Może któregoś zauważyli jak biegł..? Kurde. A mogło być tak pięknie. Wracanie drogą jest niewskazane, bo mogą się zaczaić. Dochodzimy wszyscy do pozycji VonBombke na zboczu góry. Pokazuje nam skąd szli. No dobra… Pójdziemy w górę, gdzieś nad nami jest szlak. I tak mieliśmy iść do bazy by coś zjeść. Ruszamy! Prosto do góry przez las na przełaj.


Przed szczytem…


W gotowości…

Wchodzimy na drogę mniej więcej w miejscu rozwidlenia się szlaku, polany i drogi na Kościelec. Rodzi się pytanie. Czy robić zasadzkę? Może będą tędy wracać, bo mniej więcej stąd pewnie przyszli (Wrogi oddział prowadzony prze jogiego poszedł bardzo na około. Jak, nie wiadomo, ale do bazy dotarł około 18 i miał kontakt o czym nie wiedział zresztą ze jednym ze snajperów).Wygrywa jedzenie. Wracamy. Cały czas pod górę… Mozolny to szlak. Ale co zrobić. Idziemy. Co jakiś czas postój. Mniej, że takie zmęczenie chłopaków, bardziej, że gorączka i gardełko dają o sobie znać. Zresztą nie ma się co śpieszyć. W końcu znajome skrzyżowanie, odbijamy w lewo i za chwilę baza. Odpoczywamy.


Prawie na szczycie…


VonBomke na szczycie…


W oddali Skrzyczne

Przerwy mają to do siebie, że są za krótkie. Tak i ta nie trwała za długo. Ot, jedzenie i krótka drzemka. Profesjonalnie, olewamy warty, bo gdzie jak gdzie, ale tu się nas na pewno nie spodziewają. A nawet jakby, to coś będzie działo a repliki po ręką są gotowe do czynu. Zgodnie z danymi naszego szpiega o 19 ma iść patrol na zwiad Kościelca a o 2100 kolejne przejęcie paczek albo rozminowywanie drogi. Jak na razie nie stwierdziliśmy konkurencji. Pewnie nie ma. Pogoda, korniki, wilcy albo inne paskudztwo musiało zniechęcić resztę.
Oczywiście byliśmy w błędzie, bo działały dwie grupy snajperskie. I nawet dobrze sobie radziły i w dzień i w nocy.


Zachodzące słońce na tle gór…


Jestem na szczycie górki…


W świetle zachodzącego słońca…

Ruszamy w kierunku szczytu przed nami. To nie Kościelec, ale plan jest by idąc drogą w kierunku tego szczytu pójść dalej aż na Kościelec i może udałoby się zlokalizować bazę DEA. Dochodzimy do skrzyżowania. Teraz już czujnie z odstępami poruszamy do przodu drogą. Chwilę po wejściu w las ze skrzyżowania nawiązuje kontakt nasz podwójny agent Stevo. Podaje nam namiary czasowe kolejnych akcji agentów DEA. Z pewną taką nieufnością podchodzimy do tych informacji, bo wcześniejsze się trochę nie zgadzały. Pewnie nie zna się na mapie i współrzędnych, bo rozrzut jest niczego sobie. Zmieniamy kanały łączności. Tylko VonBombke zostaje na kanale 8. Jest 1930 a o 2100 ma się coś dziać na drodze betonowej. Ale my realizujemy pierwotny plan – baza DEA. O 2000 jesteśmy na drugim szczycie masywu Kościelca z widokiem na zachód słońca i panoramę Beskidów ze Skrzycznym na czele. Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście, jak mawia ludowe przysłowie. Szybko zachodzi słonko i robi się szaro. Na dodatek skończyła się droga i brak nawet ścieżki a stromo jest coraz bardziej. Zmiana planów. Odbijamy na południe w kierunku szlaku żółtego i polanki na której już dwa razy planowaliśmy robić zasadzkę. Może teraz uda się zasadzić na wracających z akcji o 2100.


CDN…zachodu słońca…


Marcin i VonBombke pilnują…

Znowu strome zejście. I nie jest wesoło, bo ciemność się zbliża, stromo jest i co rusz ktoś się na czymś ślizga. Ale jakoś zejść trzeba i w końcu i nam się udaje to udaje i dochodzimy do ścieżki. Idziemy nią w kierunku szlaku. I nagle coś za nami łamie gałęzie z miejsca z którego zeszliśmy jeszcze nie tak dawno. Kontakt! Przyklęk na ścieżce. Wszyscy patrzą w kierunku wzniesienie i gówno widzimy. Coś jeszcze zaszeleściło i cisza. Pewnie nas zobaczyli. Wbijamy głębiej w trawę. Całkiem okazałą. Tak ze dwa metry od ścieżki. Jakieś 100m w dół i jest szlak. Czekamy. Zaraz się ściemni, to może ruszą. A po tej skarpie i nachyleniu bez latarek nie ma szans. Ale jest cisza. Jest 2100.


Padające światło na wzgórza Beskidu o zachodzie słońca – 20:10

Być może to są posiłki dla agentów DEA. A może właśnie konkurencyjne kartele. Decyzja - zalegamy. I czekamy. O 0200 ma być jakaś akcja na skrzyżowaniu na drodze asfaltowej. Poczekamy. Noc zapowiada się ciepła. Widać gwiazdy. Jakieś ptaszki coś tam wyją. No, romantyzm pełną gębą. Tylko nie wiemy, kto się przed nami czai i kto jeszcze przyjedzie. Leże w wysokiej trawie. Jeszcze nie jest pełnia nocy i świetnie mnie widać, ale za chwilę jak się konkretnie ściemni, to nie będzie szans nas zobaczyć nawet jakbyśmy sobie leżeli metr od dróżki w górę. VonBombke i Urubu idą lekko w dół przede mną, ta by byli w zasięgu wzroku a raczej głosu, bo siedzą w trawie i nie widać ich. Słychać zdecydowanie lepiej. Nawet czuć jak Urubu fajkę zapali. Trochę nade mną jest Marcin z Covalem i Radziej. Z nimi jest łączność więc nie ma problemu. Odpoczywamy, leżymy i opalamy się w świetle księżyca. Może ci pod skarpą się poruszą. Na razie leżymy i kto może i da rady to sobie drzemie. Ja daje rady. Budzą mnie tylko zabawy radiem Marcina. Czas leci powoli i koło 2300 zaczyna się robić chłodniej. Kto sobie zabrał gore, ten nie ma co narzekać. Reszta jest lekko schłodzona. Ruchu brak. Gdziekolwiek.


Przerwa przed ostatnim zejściem do ścieżki…


U dołu tego wzniesienia siedzialiśmy do północy w zasadzce… 20:41


Przed północą decyduję, że ruszamy do szlaku. I ruszamy. Po dojściu słyszymy nawet ryki jakiegoś łosia. Ma toto niezły dźwięk. Możne napędzić stracha. Ale nie nam. Nam to nie ma szans byle zwierzynka napędzić stracha. Idziemy robić zasadzkę na skrzyżowaniu. Schodzimy, ostatni stromy kawałek do drogi betonowej. Ja tam się ślizgam co jakiś czas, na kamykach, drzewach, wodzie… Bez światła i nocto, to się ciekawie idzie. Dobrze, że księżyc świecił nam prosto w twarz. A raczej napierdalał. Ale schodzimy, powoli, acz stale… rozciągnięci w jakimś tam szyku. Powoli sprawdzamy sprawdzamy wpierw teren wyjścia ze szlaku a potem teren skrzyżowania. Dwójkami, bo kto wie, co czai się za rogiem. Łosia słyszeliśmy a nawet widzieliśmy z jakąś łanią więc lepiej by to nie było żubr. Jest czysto.


Ranek – sprawdzam colta…. Działa…

Na miejsce docieramy przed pierwszą. Dzielimy się na dwa zespoły po 3 osoby. Ja, Urubu i Coval idziemy na dalszy kawałek a reszta obsadza bliższe krzaczki z kierunku z którego przyszliśmy. Podejrzewamy, że pójdą z góry. Bo tam najlepsza droga prowadzi na Kościelec (Rok temu tą drogą wspinaliśmy się na Kościelec, więc trasa jest na pewno, ale czy używana teraz tego nie wiemy). I chyba najszybsza. I znowu czekamy. Ciekawe czy w ogóle ktoś gdzieś pójdzie. Prognozy pogody podawały, że miało lać. Ale jest piękna noc. I w dodatku ciepła. Widać gwiazdy i księżyc. O ile się nie siedzi w lesie.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że oddział wroga w tym samym miejscu co my teraz robił zasadzkę na cokolwiek co może im wpaść w ręce. Różnica wynosiła jakieś góra godzina i bylibyśmy sami w nią wpadli a nie ją zastawiali.

I znowu czekanie. A noc to specyficzna pora. Widzi się to, co chce się zobaczyć. Wyobraźnia płata figle. Kilka razy widziałem światła z góry od strony szczytu. Inni też coś tam widzieli. Ale nic to… Czekamy. To były tylko omany. Lekko mi się kimło na chwile. Nie tylko mi bo i Covala trzeba było obudzić, co zrobiłem wpadając na Urubu. I czekamy. Jest 0200 a tu nic nie widać, nic nie słychać. Chłopaki się niecierpliwią. Podaję czas - 0230 i po tej godzinie zwijamy się na bazę, bo pewnie już nie przyjdą.


Zwijamy obóz…

Nagle coś usłyszałem. To coś było z kierunku gdzie siedzieli Marcin, Radziej i VonBombkę. Walę przez radio, że kontakt. Ale jest cisza. Może to jednak nie z kierunku szlaku z góry. Bo echo się odbiło albo cholera wie co. Może. Odprężenie, luz i spokój. Patrzę jeszcze raz w kierunku skąd mi się wydawało, że coś słyszę a tam czerwona dioda i zielona dioda. Czerwoną to bym olała, że niby znowu mi się wydaje, ale zielona, to inna sprawa.


Przerwa w drodze…

Kontakt!!! Krzyczę szeptem, podając namiar. Ledwie to nadałem, podnoszę głowę i widzę, że wrogi odział już prawie będzie mnie mijał. Ale zapierdalają… Niczym chodziarze z Korzeniowskim. Podrywam się, włączam latarkę i walę całego maga. W momencie dołącza reszta chłopaków. Serie, i tylko Urubu na singlu z Thompsona wali, bo tak mu chyba VonBombke nastawił. Ale wali cały czas więc jest dobrze. Dostałem! Dostałem! Dostałem! Słyszymy i zapalają się czerwone lighsticky. Któryś z agentów odbiegł w moją stronę i strzela w kierunku Marcina jak zapala latarkę. Zaczynam strzelać w tym kierunku i każe, by druga strona dobijała rannych. Na placu leżą ranni. Jedni oznaczeni Inni nie. Więc dostają kolejne serie. Peszek. Radziej, Marcin i VonBombke wychodzą i profilaktycznie to tu to tam se postrzelają. W sensie w kogoś. Ja zaś próbuje dogonić niedobitka DEA( tym agentem okazał się być Stevo). Widzę diodę, światło i seria, druga, trzecia!!! Dostaję… Na glebę i krótkie czołganie gdzie opatruję mnie Coval. Ostatni żywy agent się chyba wycofał, bo jest cisza. Nasi dobijają, ja wybiegam na plac i widzę kilku siedzących razem, kelp, klep, klep po postaciach. Nie żyjesz, nie żyjesz, nie żyjesz… przy okazji okazuje się, że wśród martwych jest Radziej. I też go klepnąłem a jego wcześniej wyleczywszy się medyk DEA. Ale długo się nie nacieszył, życiem bo i jego klepię tuż przed próbą rozwalenia Marcina.


Taniec Covala na rurce…


Kolejne skrzyżowanie…

Koniec. Nie wiem ile trwała akcja, ale kilka, może kilkanaście minut z dobijaniem. Z 8-osobowego oddziału pędzącego jak teleexpress siedmiu padło, jeden zwiał. U nas padł Radziej i ja byłem ranny. ( Śmierć Radzieja była wynikiem braku zapisu w regulaminie, że medyk może się sam leczyć – całkiem inaczej by się podchodziło do rannych, no i agenci DEA mieli mieć karty, które określały ich stan po trafieniu ale o tym i tak zapomnieliśmy w trakcie akcji i tuż po). Zwijamy się. Nie ma co stać jak mogą nadejść posiłki. To w końcu tylko albo ledwie 8 osób a ile ich jest jeszcze i gdzie są, tego nie wiemy. (Przy okazji okazało się, że zlikwidowaliśmy jeden z celów a mianowicie Martineza. Wtedy tego jeszcze nie wiedzieliśmy jak i tego, że dowódca DEA się wzion i wysadził na jakiejś minie, bombie – łotewer )

Wracamy do bazy. Ostrożnie, nie śpiesząc się, bo mogą iść za nami. Dwa raz jeszcze wydaje się nam że mamy jakiś kontakt. Wtedy cichutko prawie na paluszkach śmigamy pod górę… Idzie się jakby lepiej, wracając z tak piknej akcji. A jak smakuje normalna woda. Po prostu świetnie a normalnie to bym nie ruszył. Prawie jak jakaś ambrozja. Nie niepokojeni docieramy do bazy około 0330. Teraz kto ma, ten wkłada drugi ciuszek. Urubu nie ma, ale cóż.. Daje rady, jednak wersja na Urubu nawet przy semi-milsimie nie zdobywa poklasku i jakiejś aprobaty i uznania. Ale przynajmniej już wie. I tak miał szczęście, że nie lało. Teraz sen. Rano mamy umówione wczesne spotkanie z hueyem w miejscu startu.


Siedzimy se z Urubu – bo tak…

Ranek, jak to ranek. Śniadanie, pakowanie i ruszamy. Znowu pod górę. Wpierw jedną, potem drugą i już jesteśmy. I tylko Urubu jakoś 50m od celu skręcił a raczej zwichnął sobie kostkę. Ot pechowiec. Nocami bez latarki, po większych stromiznach nic a teraz na prostej i szerokiej drodze zonk. Jesteśmy. Teraz tylko droga do domu…


VonBombke – ale to nie jego wina, że już wracamy…

Podsumowanie

Podobało mi się. Chłopakom także. Zrobiliśmy więcej kilometrów i byliśmy dłużej w akcji niż rok temu. I mieliśmy jakieś zadania a w zasadzie sporą ich ilość, co pozwalało swobodnie dobierać cele wedle uznania. To była słuszna koncepcja. I my i przeciwnik (bardziej org) nie wiedzieliśmy w zasadzie do momentu podjęcia decyzji gdzie pójdziemy i co będziemy robić.

W zasadzie to i tak niezły traf, że udało nam się zlikwidować Martineza. Ale też był po prawdzie tylko jeden kontakt bojowy i jeden kontakt wzrokowy z wrogiem i kilka prawdopodobnych będących bardziej wyimaginowanymi przez nas niż rzeczywistymi. Jednakże, czujność jakaś musiała być i była.


Ostatnia górka przed nami…

Zrealizowaliśmy 50% naszych zadań eliminując jeden cel. Teoretycznie drugi wysadzając się na bombie przestał być celem, ale tego nie wiedzieliśmy do końca. Więc nie jest źle, bo mogliśmy nic nie zrealizować. Nie udało się znaleźć fantów, choć komuś się to udało. Ale też poza pierwszym razem nie staraliśmy się specjalnie ich szukać.

Mankamentem były namiary GPS. Jakoś moja komórka w połączeniu z opisem nie potrafiła dojść do ładu, że o nie wspomnę, o tym, że jej mapy działały tylko jak było sieć. A to nie było częste. Jeśli już mają być jakieś punkty GPS to zgodnie ze jakimś ogólno komórkowo-dżipiesowym standardem. Mniej będzie pomyłek. No może zrobić, że tylko same mapy, bo zaczyna zanikać znajomość poruszania się względem niej. Tylko GPS i GPS.


I w dół…

Rzuciłby jeszcze postulat stop-nocto, ale to nie jest dobre. Nie po to ludzie wydają spory hajs na nocto, by sobie je w domu trzymać. Owszem większości nie stać na taki sprzęt, ale to jeszcze nie jest argument. Choć jakby umieścić scenariusz w jakiś czasach gdzie nocto nie występowało lub było rzadkością, to czemu nie Smile

I tak uważam, że lepiej by ludzie inwestowali w sprzęt radiowy, bo potem albo nie ma zasięgu, albo trzeba się dostosować do standardu pmr i zostać podsłuchiwany jak my Smile Dobrze, że dzięki temu nie można (można, ale mało kto by to zrobił/umiał) namierzać ludzi. Wtedy taka ekipa by zaliczyła zasadzkę za zasadzką…


A ja ciągle idę…

Bardzo pozytywnie oceniam ten mini-milsim. Zdecydowanie lepiej niż ubiegłoroczny mniej więcej w tym samym terenie. Coś robiliśmy. Sami, ale cały czas. Coś w końcu było bardziej jasne i oczywiste a zadania, ich rozpiętość i możliwość interpretacji było fajnym rozwiązaniem. Nie wiem jak to odbierała strona DEA, bo może dla nich było to liniowe. Z drugiej strony nie wiedzieli, czy ktoś będzie i kog, gdzie mogą spotkać. Ale mogę się tu mylić. Za mało było na pewno par snajperskich. Tu można by było zastosować nawet wariant, że jakaś para/pary przyjeżdżają tylko na kilka godzin i znikają. I tak o tym nikt nie wie. Uda się im coś zdziałać to fajnie. Nie uda, to i tak sobie pochodzą. Gdyby chętnych na takie coś było sporo na pewno spowodowałoby to większą dynamikę. Nie każdy lubi lub jest gotów na milsim nawet w wersji mini czy semi. Ale przyjechać na kilka godzin bo blisko, to już większość może. Ba, nawet zrobić jakiś oddział, który ma znaleźć i zlikwidować np. Bazę DEA. Mają na to kilka h i działają. Nawet można im zrobić klasycznego respa gdzieś na podnóżu górki. Nawet z opcją, że schodzi, czeka 5 min i wraca do gry. Albo i od razu. W górach droga w jedną i drugą stronę, to nie jak na normalnej strzelance minuta, dwie i w akcji. To taki luźny wniosek a może spowodować, że prze pewien moment pobawi się wiele osób, nie zakłócając samego milsima dla reszty milsimowców a może się komuś akurat spodoba i będzie chciał więcej. Poza tym jest to też opcja dla tych, co by chcieli ale nie dysponują całym weekendem z różnych powodów. Mogłoby być ciekawie. W szczególności, że tereny nie są aż tak daleko od skupisk cywilizacji i można spokojnie nawet PKS-em dojechać.


Bataliones de la Muerta – VonBombke, Urubu, Radziej, Marcin, Coval, yaro

Na zakończenie gratuluje uczestnikom ( w tym roku pogodowa wersja light) przeżycia i organizatorowi za stworzenie fajnej imprezy. Zasadniczo taka pogoda może być. Takie novum ale nie będę narzekał, wolę tak niż w deszczu. Pozdrawiam wszystkich w imieniu swoim i Formacji Pluton. Zapewne pojawimy się za rok jak tylko będzie podobna impreza. I zapraszamy na pełne milsimy organizowane na naszym terenie Smile
yaro

fotki:

[link widoczny dla zalogowanych]

AAR :
5:30 – wyjście w teren – Salmopol - 49°39.928’ N 18°57.678’ E
6:50 - 49°39.174’ N 18°59.805’ E postój
8:03 - 49°39.339’ N 19°0.420’ E postój
9:24 - 49°39.166’ N 19°0.676’ E Postój i patrol w kierunku szczytu, szukanie miejsca na bazę
9:30 – założenie bazy
Baza - 49°39.166’ N 19°0.586’ E
11:24 – w trakcie patrolu
11:58 - 49°38.786’ N 19°1.484’ E – polana – rozwidlenie na szlaku żółtym w kierunku na Kościelec (prawdopodobnie)
12:37 - 49°38.842’ N 19°1.951 E
12:42 - skrzyżowanie
14: 15 kontakt - +49° 38' 41.00", +19° 1' 20.63"
14:52 - 49°38.767’ N 19°1.419’ E – punkt wyjścia przez las po kontakcie
15:40 – baza
19:00 – wyjście z bazy
19:30 – kontakt radiowy z agentem Stevo
20:00 – szczyt górki w masywie Kościelca - +49° 39' 12.76", +19° 1' 13.96"
21:00 – 23:30 49°38.800’ N 19°1.529’ E zasadzka na polanie
00:50 – 02:30 - +49° 38' 52.05", +19° 2' 0.09" w zasadzce na skrzyżowaniu
Ok. 03:40 – Baza
9:37 – wyjście z bazy
11:19 – przełęcz Salmopol – Biały Krzyż


Ostatnio zmieniony przez Yaro dnia Pią 14:34, 29 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 15:40, 29 Lip 2011 Temat postu:

Czołem,

Świetnie się czyta i ogląda. Zazdroszczę Wam tego wyjazdu Smile
Powrót do góry
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pią 19:21, 29 Lip 2011 Temat postu:

I słusznie i być może nie jesteś w zazdraszczaniu osamotniony Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Taps



Dołączył: 20 Wrz 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Legnica

PostWysłany: Pią 20:48, 29 Lip 2011 Temat postu:

Było se korniki nie hodować na własnym podwórku to i ja bym się cieszył z wyjazdu Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pią 20:52, 29 Lip 2011 Temat postu:

Było se wolne załatwić ;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Taps



Dołączył: 20 Wrz 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Legnica

PostWysłany: Sob 12:29, 30 Lip 2011 Temat postu:

Załatwiłem to zmienił się termin Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin