Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Raszówka - Że niby Wietnam 6.11

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pon 17:14, 07 Lis 2011 Temat postu: Raszówka - Że niby Wietnam 6.11

Raszówka 6.11 – Że niby Wietnam


Nie jestem i nie będę zwolennikiem nadużywania nazwy dla imprezy, kiedy nie ma ona przełożenia na to co w scenariuszu. A jak już robimy coś, co gdzieś tam umieszczamy, to warto by stylizacja była obowiązkowa a nie tylko pobożnym życzeniem. Bo to się da i ludzie zazwyczaj potrafią i chcą. No chyba, że zamiarem organizatora jest populizm czyli ilość osób na imprezie, bez względu na cokolwiek. Nijak nie pasował do Wietnamu sam Black Demon. Ni pies ni wydra. Wcale nie trzeba używać i umieszczać imprezy w takim kraju i tym okresie, by impreza się odbyła i sobie tam trwała. Ale, to już moja wizja, by scenariusz miał swoje uzasadnienie i był pasujący do tła konfliktu. To się da i to się już udawało choćby megabacowi na D-dey czy Dien Bien Phu. I takie połączenia ja popieram i będę popierał. Wszelkie kombinacje la marketingowe już raczej nie…


DCA TF-u 25DP – JP3 – Jacek




Org… czyli Kamiya

Ale to tylko sam wstęp do imprezy. Całkiem spalony jak dla mnie. Bo reszta może być. Same zadania, no standardowe jak to na imprezach asg. Nic specjalnego. Coś poszukać, coś znaleźć, zdobyć czy przejąć. Norma.


Wietnamskie siły pod ambasadą..



Jako, że większość z członków Plutonu ma zielone ciuszki, a wymogu nie było by się stylizować, to ci co mieli i chcieli wbili w oliv style. Organizator uwzględnił moją prośbę by nasz TF nazwać 25DP. Nie bezpodstawnie, gdyż w ramach Plutonu działa sekcja reco/stylizacji 25 Dywizji Piechoty US Army (znana choćby z filmu „Pluton”). I historycznie w samym Wietnamie była od samego początku konfliktu. Więc inaczej być nie mogło. Oczywiście nie każdy członek Plutonu bawi się w reco czy stylizację, ale że na tegorocznych Ardenach jako 501 PIR 101 Airborne, była wymagana stylizacja ( w tym oddziale), to większość miała odpowiedni kolor ciuszka. Zresztą koszt stylizacji w kolorze oliv, to kwestia może 40 pln, kupując komplet oliv austriackiego a nawet mniej. Więc narzekanie, że to jakieś dodatkowe koszty jest cokolwiek śmieszne. Nie było nas sporo, bo jakieś 13 sztuk plus minus kilka osób, które się do nas przyłączały od czasu do czasu nie zawsze dla nas i ich dobrymi skutkami, ale o tym później 


W drodze…




W dżungli…

Początek jak to początek. Taka organizacyjna impreza z występami artystycznymi organizatorów. Gwałtowne poszukiwanie na gwałt dowódcy USMC. I jakiś zamaskowany, bliżej nie znany ludź raczył wystąpić. I był to jak dla mnie i naszego oddziału chyba jedyny moment, kiedy go widzieliśmy. No, może jeszcze w respie przed rozpoczęciem rozgrywki, ale tego nie wiem, bo duża kupa ludzi była.


Budynek 12 zajęty…



Naszym dowódcą, czyli 25DP był JP3. Podzielił oddział na dwa że tak powiem plutony, grupy, sekcje, no w każdym razie jak zwał tak zwał ale było to Alfa i Bravo. Ja zostałem sierżantem Alfy a Gelmir Bravo. A może na odwrót. Nie wiem, bo stary jestem i masło żrem, to i pamięć już nie taka jak lecytynę odstawiłem. Zaskoczony nasz hetman był, że głównodowodzący nie wezwał żadnych dowódców TF-ów na odprawę. Tak to zwykle bywa na imprezach asg że o realu nie wspomnę. Jakieś zadania, cele, założenia, w sensie plan działań by było mile widziany. Ale nie… Nie tylko my byliśmy zdziwieni. Spora część ludzi nie wiedziała w zasadzie w jakim TF-ie jest albo gdzie ich TF jest. na pewno blisko, bo wszyscy byli na respie. No chaos był. A że wszystko się jak to zwykle bywa i nie jest jakoś dziwne przesunęło w czasie to całą impreza rozpoczęła się jakieś 20 min później od planowanego rozpoczęcią…









Wietnamskie siły na wprost…

Ruszamy. Jacek określił cel i zadnie. Idziemy szukać. Nie ważne co, ale szukać i likwidować opór wrażych Wietnamców. Zadanie pierwsze – obchodzimy Raszówkę bokiem by wyjść na wysokości budynku nr 10. I tak też śmigamy sobie, nie niepokojeni przez kogokolwiek. Zresztą zdziwiłbym się, gdyby w tym rejonie się jakieś siły wroga pokazały, bo i po co. Mieli co robić w samym mieście. W końcu mieli całkiem podobne zadania co my. Dochodzimy do rejonu budynku 10 i zajmujemy teren, wcześniej czyszcząc sam budynek z niczego. Przegrupowanie. Przed nami kolejny cel, budynek 11. Idziemy drogą, bo w końcu kto nam może zagrozić jak kupa nas a i jeszcze jakieś oddziały naszych sił w okolicach się kręcą. Niestety małe grupki kilku osobowe. Ale w sporej ilości. Zasadniczo nie wiemy czy pozostał TF-y działają w takich ilościowo grupach jak były podzielone na forum czy też się jakoś podzieliły inaczej. Patrząc na okolicę raczej teamy działają sobie same wedle własnego uznania. To prawie tak jak my. Ale też żadnych informacji od dowódcy na radiu nie słychać. Może każdy wie co ma robić. My wiemy. Idziemy na jedenastkę. Zajmujemy ja bez problemu. Choć Bravo idące z lewej strony przez las ma kontakt ogniowy. Alfa idąca drogą i prawą stroną drogi dociera pod budynek. Za budynkiem są też jacyś nasi. Przez chwilę myślałem, że mamy FF, ale okazuje się, że to wróg podchodzi gdzieś z równoległej drogi. Chwila postoju. Czekamy na rozwój sytuacjo. Jestem na roku budynku. Obok jest kilku naszych. Mam widok na budynek 12. Widzę jak do środka próbują się dostać siły wroga. To nie będę przecież tak sobie tylko stał. Otwieram ogień. Pierwszy zdążył wbiec a przynajmniej nie poczuł kulek, co w biegu się zdarzyć może. Drugi zamiast także wbiec do środka zatrzymuje się w drzwiach i jego dalszą drogę powstrzymują moje kulki. Schodzi. Po chwili kolejna moja seria powstrzymuje kolejnego. Ale ktoś już jest w budynku.




Rekonstrukcja wymaga orygiałów… jak to 



Jacek ściąga na drogę Bravo. Cel – budynek 12. Podchodzimy po niego. Wiemy że ktoś jest w środku. Po ścianą już jest Horwblower. Dochodzi reszta. Wyjmujemy krótką, ci co mają oczywiście. Jednego trafiam z colta. Drugiego z emki wyjmuje Gelmir i wchodzę do budynku. Z boku podchodzi reszta. Po chwili zajmujemy budynek wykurzając obrońców, których nie było wielu. Mamy budynek. Cześć oddziału jest w lesie obok budynku. W nieodległej oddali trwają walki o wieże ciśnień. Miejsce jakiś składów, naszych bodajże. Tak jest ostro. My siedzimy koło i w budynku. Nie upływa wiele czasu a budynek zaczyna być ostrzeliwany. Wpierw z drogi. A następnie z lasu z jego lewej strony. Ginie Taps. Wcześniej też już zaczynamy mieć straty. Robimy szybkie przegrupowanie w budynku by mieć osłonę z każdej strony. I czekamy na rozwój wypadków.


Action!!!





Czas sobie leci. Wróg coraz mocniej atakuje na wieżę i na nas. Przez chwilę prawie doszło do FF, bo jakiś nasz oddział podszedł pod zajmowany przez nas budynek i zaczęła się wymiana ognia pomiędzy naszym obrońcą a podchodzącymi. Na szczęście panowie na rogu budynku zareagowali szubko i się skończyło. Kolejne straty. JP3 podejmuje decyzję, że się wycofujemy, wpierw do budynku 12 a potem 11. Tam przegrupowanie i powrót do akcii. Do tego czasu powinni wrócić posiłki z tych co musieli zejść na respa. Okazuje się, że z budynku przez drzwi się nie da wyjść. Wróg ma je pod ostrzałem. Zostaje tylko tył. A i tam z okolic wieży ktoś do nas od czasu do czasu sieje. Na szczęście jest spory okop i nim się przemieszczamy. Kawałek i jest kontakt. Ze dwóch z prawej zostaje zdjętych a dwóch kolejnych z lewej ucieka w kierunku budynku 12. Ten budynek odpada, bo może być zajęty.







Zmiana planu. Idziemy zająć budynek 16 i tam będzie przegrupowanie. Ktoś jest na budynku. Okazuje się, że to nasi. Ale podchodzimy pod budynek bez problemów. Po chwili zostajemy ostrzelani i wycofujemy się przez budynek na drogę. W trakcie wycofywania się w kierunku szesnastki pod budynkiem 12 zostali odcięci Gelmir i urubu. Gelmir walczył do końca. Niestety swojego, bo ich było więcej. My ruszamy w stronę ambasady. W trakcie drogi dostajemy informację, że wracają nasi. To czekamy na nich. Dochodzą i wracamy pod budynek 11. Tam planowane jest wyznaczenie nowych celów. Podchodzimy pod budynek. Zajmujemy pozycje. Po chwili dostaje Taps. Okazuje się, że w budynku ktoś jest. mamy pozycje koło budynku. Ale przejść się nie da obok, bo jesteśmy ostrzeliwani z budynku. Dochodzi jakiś oddział. Przechodząc w stronę budynku zostają ostrzelani z lasu. Wszyscy zawierają bliski kontakt z glebą. Sytuacja lekko patowa. Od strony wieży i budynku 16 zaczynają w naszą stronę podchodzić. Także od budynku 12 i jego okolic. Może to jeszcze nie jest okrążenie ale nie jest fajnie na pewno. Nasze siły się rozdzielają, bo trzeba mieć na oku więcej sektorów i pokryć jest w razie W ognie. Jacek dzieli ludzi. Są też inne osoby z innych oddziałów. Kilku naszych dostaje. Postanawiam zdobyć budynek. Wychodzi, że w środku jest może dwóch ludzi. Razem z kimś z innego oddziału, który ma replikę do cqb, wchodzimy do środka osłaniani przez inną osobę z zewnątrz. Garażem, bo tym chyba było to coś podchodzimy do wejścia. Koleś z długą strzela i osłania ale dostaje ze środka. Ja widzę na rogu w drzwiach do jakiegoś pomieszczenia jakąś postać, to strzelam z colta i on strzela. Akcja 100% skuteczność 0% po obu stronach. Odległość góra 4m. Bywa. Mam jednego w pomieszczeniu obok i drugi jest w korytarzu na wprost. Nie ma opcji by wejść. Wybiegam i próbuję przez okno z zewnątrz. Jest jakiś pod oknem naprzeciwko. Strzelam. Raz, bo mi kurek w colcie zablokował zamek. I niestety nie trafiam. Ale w środku było ich więcej i otwierają zmasowany ogień. Niekoniecznie w moim kierunku. Sam to ich z klamką działającą jak parabelka albo sprężyna, nie pokonam, więc się wycofuję do naszych za budynkiem. Jesteśmy przy skrzyżowaniu. Na środku skrzyżowania koło małego budyneczku też są nasi. I nie ma nas wielu. Teraz to już jesteśmy otoczeni. Obok mnie JP3 i urubu. Po drugiej stronie drogi pod budynkiem jakieś 4-5 osób. Po chwili Jacek dostaje w plecy. Urubu, strzela w ludzi zachodzących naszych koło budyneczku. Trzeba wiać. W tym przypadku przebić się przez tych co nas otaczają w kierunku budynku 12. Ktoś rzuca dyma. Kabum! Pomylił sobie granaty. Ale idzie i dym. Tylko zamiast gdzieś na trasie ucieczki, to tuż koło naszych w zasadzie tych co rzucali pozycji obronnych. Dym zresztą też mizerny. Na pograniczu żaden. Ale że czerwony, to świetnie oznacza pozycje. Nic to, ruszamy biegiem by się przebić. Ale tam już czekali. No może niekoniecznie czekali, bo zostali zaskoczeni, otaczający nas przeciwnicy. Niestety kilku naszych ginie, ale i wróg ponosi straty. Ja tam zastrzeliłem jednego. Po zmianie maga dostaję kulkę w plecy i to by było na tyle. Przeżywa jeden. Ale co będzie sam gdzieś trwał w szczególności, że to jego pierwsza impreza asg. Wraca z nami. Po drodze mijamy naszych jak wracają do gry.









Po przymusowej przerwie na repsie, wracamy do gry. Idziemy drogą w kierunku budynku 12. Ale już w okolicy bunkrów natrafiamy na jakiś ogień z lasu. Przypadamy i my w krzaczki i próbujemy rozeznać kto i gdzie i dlaczego strzela. Jest nas tam więcej. Ogólnie nikt nic nie wie. Coś tam strzelamy ale żadnego postępu w sytuacji nie widać. Ja już pomykam tylko z klamką. Jako oficer polityczny, choć to bardziej domena czerwonych, mam likwidować tych co nie będą szli naprzód. Próbujemy dostać się krzakami a w zasadzie głębokim rowem w kierunku wieży ciśnień. Niestety siły wroga przygniotły nas w tym wąwozie. I w końcu rozwaliły. Ale nie bez strat własnych. I znowu na respa.




Przemykający wietnamski zwiadowca…






Zmiana planów. Jest nas znowu spora gromadka. Nie wiemy tylko gdzie jest Marcin, Gelmir i urubu. Ale na radiu dostają gdzie mają się przedrzeć i słuch o nich zaginął. My tym razem idziemy w innym kierunku. Plan jest by obejść siły wroga za wałem koło torów i zajść od tyłu. Przyłączają się do nas i inne osoby spoza TF-u. Tak to jest, jak się posypią TF-y. Czasem trudno się potem odnaleźć. Idziemy. Spokojnie dochodzimy do wału. Wchodzimy na niego i po chwili schodzimy, bo jednak jest to przewyższenie i świetnie widać jak ktoś po nim idzie. O czym jeden pan się przekonał empirycznie przyjmując na klatę czy gdzie tam serię z aeg-a. Czasami warto iść razem z odziałem tak jak ot tego chce a nie czynić samowolkę. W końcu my się skradaliśmy by nas nie widziano. Cóż… Pokarało. Na szczęście reszta była już po drugiej stronie wału i niewykryci spokojnie dotarliśmy w pobliże respa. Tam trochę się zatrzymaliśmy. Ja z Walzełko byliśmy w budynku i wtulaliśmy się w ściany jak wrogie siły wracały na respa. A sporo ich było. W końcu wycofaliśmy się.







Dowódca zarządził, że robimy zasadzkę na wracających z respa. Zostało 30 min do końca scenariusza, to ktoś musi pójść na ambasadę, bo trwały tam zaciekłe walki niczym w Sajgonie (to by nawet historycznie pasowało, choć nie ten rok). My się zasadzamy koło skrzyżowania przy budynku nr 6. I czekamy na wroga. Plan był taki, jak to w zasadzce, że przepuszcza się oddział i dopiero jak większość przejdzie się strzela. Niestety. Przyjmowanie nawet na chwilę osób z przypadku, może cały misterny plan zjebać. I tak też się stało. Wróg szedł i to nawet niespecjalnie czujny. I zamiast go przepuścić albo też pozwolić się zbliżyć na bardzo bliski dystans, bo jednak byliśmy rozłożeni na dłuższym odcinku, to jakiś niecierpliwy, wzion i strzelił jak jeszcze byli zdecydowanie daleko od strzelca nie mówiąc o reszcie w zasadzce. Bilans. Dwóch trafionych. Po prostu zajebista zasadzka. A można było większy oddział odesłać na respa. I po zasadzce. Zaczyna się wojna pozycyjna. Ogólnie nie jest to aż tak złe, bo zatrzymuje marsz wrogich oddziałów. Tylko bilans strat nie jest taki znowu rewelacyjny. Powoli, bo powoli, ale jednak wroga jest więcej wiec zaczynamy mieć straty. Oczywiście atakujący także. Ale też część sił wroga po prostu obchodzi rejon zasadzki i idzie tam gdzie miał iść.


Złota wietnamska jesień….





A my sobie pykamy. No może nie my, bo ja tam z coltem – chwilowo bardzo powtarzalny, to wiele nie mogę. Ot strzał czy dwa. Raczej by sobie strzelić niż kogoś ubić. Nasze siły się powoli kurczą. Dostaje Bombke, Walzełko. Więc ja niczym tygrys rzucam się na kałacha Wlazełko i siejem z niego w przeciwnika. Nie ma to jak automat. Nawet trafiam jednego złego. Ale nic to. Strzelam sobie i strzelam i zostaję zastrzelony przez kogoś z większym zasięgiem. No i po strzelaniu i byciu dzielnym obrońcą demokracji, miłości i wolnego wyboru. Zostały niedobitki naszych. Marv niczym demon zagłady zdejmuje przeciwnika za przeciwnikiem. Świetne miejsce na górce, daje mu piękne pole ostrzału do czasu aż i jego nie namierzyli i nie zasypali morzem kulek. No i czas na respa. W zasadzie wytrwaliśmy do planowego końca rozgrywki w akcji. Na respie okazuje się, że jeszcze trochę przedłużono grę. Ale w zasadzie to koniec. Czas na parking i do domu.







Podsumowanie
O treści merytorycznej samego tła scenariusza napisałem na początku. Dla samej rozgrywki nie miał on specjalnego znaczenia. Impreza się udała, bo:
a. Się odbyła
b. Byli uczestnicy
c. Była świetna pogoda
d. Niektórym chciało się stylizować, co jest fajne i cieszy
Jak już rozgrywka się zacznie, to leci i zepsuć jest ją trudno jak uczestnicy się chcą bawić. A chcieli i się bawili. Podobnie jak większość, trudno było stwierdzić obecność T1000, co nie znaczy, że nie byli, ale jakoś nie stwierdzało się takich przypadków. I to jest pozytywne. Ilość fantów, i ich rodzaj działa na korzyść organizatora. Nie wiem ile i co kto znalazł, my mieliśmy 3 butelki oraz bombę karotenową na swoim koncie. Jak to wyglądało gdzie indziej, to już mi jest nieznane.





Całą imprezę oceniam bardzo dobrze, bo to co mieli zrobić organizatorzy, to zrobili i tak być powinno. Mam oczywiście uwagi. Może nawet są to raczej sugestie, bo błędów nie robi tylko ten co nic nie robi.
Sprawa dowódcy US. Był, ale jakby go nie było. Oczywiście, osoba z przypadku ma prawo nie ogarnąć wielu spraw a nawet wszystkiego. Taki rzeczywistość i ja tam nie mam do osoby tejże pretensji. Ale tu uwaga i dla niego lub przyszłego. Dobrze jest zrobić zbiórkę wszystkich ludzi i jak już zostali przydzieleni do TF-ów (podział już org zrobił, więc ułatwił) to sprawdzić jak to wygląda w rzeczywistości i ewentualnie podzielić. Potem zebrać dowódców TF-ów i przedstawić jakiś plan, cel lub cokolwiek, by wiedzieli co mają robić, nawet gdyby mieli jedno zadanie wykonywać przez całą imprezę. I co ważne, koordynować, zbierać informacje z realizacji zadań i informować co zostało a co nie zostało uczynione.




Dla naszego TF-u akurat brak dowódcy głównego nie jest, nie był i raczej nie będzie problemem, sami se zadania znajdziemy, wyznaczymy i będziemy realizować, ale fajnie jest i to cenimy, gdy jest nad tym jakaś kontrola i że ma to jakiś większy sens, nawet gdy go nie ogarniamy, nie rozumiem a nawet się z nim nie zgadzamy Smile My lubimy konkrety. W zadaniach, scenariuszu i potem w kierowaniu.



Co do orga. To dobrze jest znaleźć dowódcę przed imprez i to jak najwcześniej. Wiem, została mi ta funkcja zaproponowana na 3 dni przed. I odmówiłem z powodów przesłanych na pw. Ale też jak się w końcu taki delikwent nie znajdzie przed, to cóż… org musi przejąć ta funkcję i poodwodzić. Takie życie. Jednak najlepiej jest znaleźć kandydata już w początkowym etapie organizacji imprezy i zaproponować tę funkcję. Mi się to sprawdza, bo rola dowódcy jest bliska roli organizatora, on w terenie moderuje, bo często wie lepiej co i gdzie się dzieje od orga. Oczywiście rola orga w moderacji jest jeszcze ważniejsza o ile w ogóle chce ją moderować.

To taka uwaga jest ino…

Black Demon. Dla rozgrywki fajna sprawa. Choć się nie spotkaliśmy z rzeczonym podmiotem. Więc nie wiem jak toto się sprawdziło. Mi się takie coś podoba. Bo też z czegoś podobnego korzystam. Może nie w tej formie, ale się zdarza.



Trochę system doładowania się tylko na respie i miejscach doładowania był cokolwiek niejasny i niepraktyczny, bo to miałoby sens jakby był limit amunicji. Ale jak ktoś ma hi-cpa albo kilka, to raczej przez całą imprezę takie potrzeby nie odczuje. Sam mając z ponad 10 reali 1 mida i 2 low-y, nie miałem okazji wywalić ich nigdy wszystkich. Ale to szczegół Smile

Jak na pierwszą imprezę, to można ocenić ją wysoko. Ja, i reszta Plutonu bawiła się dobrze. Strzelaliśmy i do nas strzelano. Skradaliśmy się, biegaliśmy i bawiliśmy się dobrze. Może to jest kwestia, że tak mamy zawsze. Taki genetyczny błąd w systemie. Nie wiem, ale było fajnie. A jak jeszcze kiedyś zrobicie imprezę, gdzie tło i scenariusz będzie pasował to nawet z przytupem i pogłaskaniem po główce. A co…

Fotki:
[link widoczny dla zalogowanych]

Promujemy:


Ostatnio zmieniony przez Yaro dnia Pon 22:22, 07 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin