Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Manewry Sztabowe - Nysa 11.11.11

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pon 14:38, 14 Lis 2011 Temat postu: Manewry Sztabowe - Nysa 11.11.11

Manewry Sztabowe – Nysa 11.11.11

Nysa…. Kolejny raz w kolejny 11.11. Nie jesteśmy pierwszy raz a pewnie i nie ostatni w tym miejscu. W różnych porach roku twierdza wygląda inaczej a byliśmy chyba w każdej z pór roku występujących w naszej strefie klimatycznej. Oczywiście, nigdy nie wiadomo jaka będzie pogoda ale jedno jest pewne, jaką będzie na pewno.




Siwy – sprawca całego zamieszania…


Panie.. to my pójdziemy sobie tu, a ty nam podsuniesz jakieś fragi czy coś…




Poranek nie zapowiada się ciekawie, bo coś jakby zimno. I to jeszcze we Wrocławiu a w końcu nysa, to sama twierdza, to jakby lekko wyżej więc pewnie będzie zimniej. Zazwyczaj tak bywało, poza oczywiście upalnym letnim czy wiosennym czasie gdzie od rana bywało sympatycznie. Teraz nie jest sympatycznie.


Jest ciepło, jest zajebiście tylko dlaczego stoimy…


Szkolenie nawigatrów by Fizjog


Radiooperator Gelmir

Plan przewidywał odprawę Formacji o 7.45, ale na szczęście nie dotarliśmy na tą godzinę tylko trochę później, co jak się okazało nie było głupie, bo dłużej byśmy na parkingu marzli. Mało atrakcyjne jest czekanie na rozpoczęcie imprezy w szczególności jak się przeciąga i przeciąga a sam parking to otwarty teren i pizga tam niemiłosiernie. Ale nie dało rady wcześniej wyjść. Wpierw jakiś powitania, potem szkolenie nawigatorów z posługiwania się mapą a następnie obsługa radia dla radiowców i się poślizg czasowy zrobiło słuszny. A potem czekać nam przyszło, aż wypuszczą inne TF-y na niekoniecznie z góry przydzielone pozycje wyjściowe. Co tylko irytowało, bo nikt termosiku z gorącym czymś nie miał a winę za to ponosił niejaki Czaja, który nie raczył się zgłosić na imprezę a zawsze termosik miał. Łobuz jeden. Bo to na pewno nie sprawka żony. Przecież kochająca żona nie zabroni swojemu misiowi pojechać się pobawić. A nie kochająca tym chętniej się go z chałupy pozbędzie Smile Winien, naszego marznięcia i już.


Kulka 100fps… Bagnet 1500 z przyłożenia do szyi


Ruszyliśmy…




Nasi…




Tu Dosan, jak mnie słyszysz…

Siwy Travler & co. jak do tej pory zapewniali zawsze szerokie możliwości pozwiedzania terenów twierdzy i jej najbliższej i niekoniecznie okolicy. Wiec chodzenia się spodziewaliśmy. Jednakże, główną atrakcją jest sama twierdza a w zasadzie jeden z fortów i jego najbliższe okolice. Reszta terenu nie jest niczym szczególnym by dymać wcześnie rano kilkadziesiąt kilometrów gdzieś a paliwo w górę idzie więc koszty rosną, że o koszcie samej imprezy nie wspomnę. Same manewry, to też nie jest jakaś tam pospolita yebanka. Nie ma co prawda specjalnego scenariusza czy też jakiegoś tła o jakimś pseudo historycznym lub fantastycznym zabarwieniu. Ot, jeden sztab, kilka-kilkanaście TF-ów o różnej liczebności i działają na jakimś terenie przemieszczając się to tu to tam, w trakcie napotykając jakiegoś przeciwnika, broniąc lub atakując jakiś punkt. Prost w swej istocie i w zasadzie wystarczające. Czasem coś trzeba znaleźć a czasem przetransportować, ale nie jest to gwóźdź programu a tylko epizod samej zabawy. Tak jak na wojnie. Dowództwo mówi idźcie tam i tam i się idzie. I zawsze czeka na kolejne rozkazy. Czy to w trakcje czy już na miejscu podróży. Czasami każą coś zdobyć czasami bronić, patrolować, pilnować i inna proza życia we wojsku. Charakterystyczne jest to, że trupy nie śmigają na jakiegoś respa, tylko pozostają cały czas z oddziałem lub w jego pobliżu. I dopiero po zadaniu określonej %-towo ilości strat, następuje resp w jakimś miejscu wyznaczonym przez Sztab. Czasami są limity amunicji czasami nie. Teraz nie było, co ma swoje dobre strony. Bo zdarzyło nam się kiedyś bronić fortu i nagle skończyła się amunicja limitowa. Dobrze, że Sztab pozwolił na zrzut Smile


Nawigator i osobista ochrona


Permanentne maskowanie…


Zwiadowca Taps…


Jest radość…


Przewróciło się, niech leży…




W końcu dostajemy przez radio, zakodowaną, co by nawigator – iuna miał co robić, informację, że ruszamy gdzieś. Radia dostarczone przez orga dodawały klimatu, ale łączenie się przez te zabytki to nie był miód i solone orzeszki a co się nam Gelmir poirytował mówiąc grzecznie choć bardziej to czasem na wkurwienie wyglądało, to jego. Dodatkowo każdy TF miał tą samą częstotliwość, do tego dochodziło kodowanie i się czekało na swoją kolej jak samoloty na Okęciu. Ale to też samego klimatu dostarczało. O czekaniu nie wspomnę, bo to normalna rzecz czekać choć cokolwiek irytować może w szczególności jak na mrozie albo w tym przypadku na parkingu.


Rilax…


A my wciąż idziemy…


Spotkany sojusznik

Idziemy. Idziemy gdzieś na punkcie wyznaczonym na mapie. Punkt trochę dziwny, ale kierunek w stronę fortu jest więc nie jest źle a i jakaś ekipa też podąża w tą samą stronę, więc na pewno jest to słuszny kierunek. To idziemy. Dochodzimy w jego pobliże i zapadamy w las. Obrona okrężna choć bardziej po jakieś krzywej elipsie zrobiona i czekamy. Wysyłamy Sashę i Tapsa na zwiad. Taki mały i duży. W zasadzie w porównaniu z Sashą, to każdy może być mały jak ma mniej niż 190cm. Tak czy siak teren rozpoznany i czekamy na rozkazy. W lesie, po marszu od razu jakby cieplej. I w zasadzie od tej pory to jakby inny klimat się zrobił ale też i godzina późniejsza Jest. jest cieplej, co oczywiście podnosi nasze i tak zajebiste morale, które nigdy nie spada poniżej temperatury wrzenia azotu.


Kontakt!!!


Radziej – telefon do ciebie…



Są rozkazy. Kolejny punkt. Prawie całkiem po drugiej stronie niż się teraz znajdujemy. Ale choć nie na forcie, to w jego pobliżu. Ruszamy. Mijamy drogę i wchodzimy w las. Plan taki, że idziemy wzdłuż fosy przez las zamiast drogą. Natykamy się na inne osoby. a w zasadzie szpica czyli Taps i Sasha. Nasi. Ruszamy dalej. Co jakiś czas jest stop i powrót do marszu. Kolejny kontakt i kolejny nasz oddział. Mijamy się z jakimś naszym TF-em. Postój i prawa flanka zauważa ruch przed sobą poniżej wzgórka na którym jesteśmy. Ceran, Gelmir, ja, Sonic, tworzymy pierwszą linię obrony. Reszta jest za nami lub wysunięta bardziej w kierunku naszego celu. Chcemy z Soniciem dokonać identyfikacji osób przed nami na zasadzie – rozpoznanie bojem, ale dowódca naszego TF-u – Bieniu zarządza odwrót i marsz w kierunku celu. To się odwracamy zadem do potencjalnego wroga i ruszamy dalej. Nie wiemy do końca kto on zacz, ale podobnież opaski miał. Idąc dalej mijamy kible. Znane nam z poprzedniej edycji. Jedno z lepszych miejsc do obrony. Które i broniliśmy swego czasu i atakowaliśmy. Niecałe 100 metrów może dalej – kontakt!


Sfinks…


Przyczajony tygrys ukryty Radziej…


A co tam panie w liceum słychać? Zagaił Sasha…

Wbijamy się ciałami w liście opadłe z drzew i chowamy za jakimiś drzewkami. Chłopaki wypatrzyli nawigatora przeciwników. Po białej mapie a w zasadzie jej odwrotnej stronie. Sokole oczy po prostu. Decyzja jest, że podchodzimy, bo zlokalizowaliśmy może jeszcze 2-3 osoby. Ruszamy. Pierwsze strzały, ktoś po drugiej stronie dostaje. Jesteśmy jakieś 20m bliżej wroga. Przypadam do jakiegoś drzewka w oddali widzę za drzewkiem dupsko wroga. To mu posyłam kuleczki. Obok mnie Sonic sieje do jakiegoś typa i trafia. Drugie już nie może. Mój, się trzyma dzielnie. W sensie, może i dostaje w odwłok, ale albo nie czuje albo co też prawdopodobne, taki ze mnie snajper, że w te drzewka i krzaczki grubości palca trafiam. Nie krzyczę z tego powodu, bo sensu to nima a se na singlelku pykam. Po chwili trzeba doładować maga. Mam tylko jednego low-capa do P90, wiec sianie seriami, to krótkie sianie. I znowu, pyk, pyk i nic. Sonic niestety kolesia nie widzi i nie może zdjąć. Jest rozkaz odbijamy. Tędy do punktu nie przejdziemy. Mimo, że ich kilku schodzi, to nas zatrzymują. Bieniu jakiegoś trafia, ale sam dostaje i brak dowódcy. Radziej jest zastępcą i cofa nas na jakieś wzgórki. Łączy się ze Sztabem i otrzymujemy rozkaz bronić miejsca. System łączy się i dostaje rozkaz, to jest czasami spora chwila, nawet kilkunastominutowa na odpowiedź. Na razie czekamy. Radziej ustawia linię obrony. Jesteśmy na jakimś wale który zatacza takie półkole. Za nami jest fosa i fort. Z prawej, całkiem niedaleko kible. Szkoda, że nie tam mamy się bronić. Ja z Ceranem mamy właśnie tą część bliżej kibli do obrony. W centrum obrony jest Radziej oraz Marcin z iuną, bo ona jako nawigator nie może nam sobie ot tak zginąć. Reszta TF-u jest rozciągnięta w drugą stronę niż ja. Tak, że jestem na jej końcu, w zależności oczywiście jak patrzyć. Cisza i spokój. Jest przerwa, jest czas by zjeść kanapkę. Godny wojak, to marny wojak.


Resp u bram…




Ogryzek smakuje najlepiej po bitwie…

Kontakt!!! Nasze wysunięte jednostki zwiadowcze zaczynają się ostrzeliwać. Idą z północno-zachodniego kierunku. Czyli daleko ode mnie. Na razie jeszcze nie ma problemu. Strata jak na razie, to tylko dowódca. Zaczyna się walka. Coraz więcej sił wroga naciska na naszą obronę. Radziej zaczyna przerzucać siły z prawej strony na lewą. Idę całkowicie na lewą flankę. Tam się broni Fanatic i Rastax. Gdzieś w pobliżu powinien być Taps i Sasha. Ale nie mogę ich zlokalizować. Gdzie reszta to nie wiem, bo się pochowali. Wychodzę na wał i widzę przed sobą zielone bereciki. No to tryb auto, bo blisko i sruu… Leci seria, zaraz druga i trzecie. Chłopaków przygło do ziemi i zatrzymali swój marsz beztroski. Kucam i szybkoładowarka w łapę i ładowanie. Fanatic dostał. Widzę, że leżący Rastax sieje mniej więcej w kierunku, w który i ja strzelałem. Przez radio nadaję, że nas z lewej strony zachodzą. Radziej próbuje kogoś przerzucić na lewo, ale oddział jaki ma to nie batalion, więc na razie zostaję sam. Przebiegam jeszcze w lewo i wychodzę na górkę. Znowu zielony berecik jakieś może 20 m przede mną. No to krótka mierzona seria. Pada, ale widać go świetnie. Kolejna seria już dłuższa i dalej nic. Jego koledzy zaczynają strzelać do mnie więc znikam za wałem i wracam kilka metrów by sprawdzić co się dzieje. Później w trakcie rozmów z Fanaticiem, który widział akcję, też był przekonany, że musiałem trafić pana, bo tam nie miał gdzie się schować, ale co tam… Wtedy uznałem, że nie trafiłem a nawet jak, to szkoda energii na jakiegoś T1000. Ot, będę miał na uwadze zielone berety jakby co. Wychylam się i widzę jak grupa 3-4 osób się wycofuje i próbuje iść dalej w lewo. Może to ci z którymi się przed chwilą strzelałem, może nie. Dystans jest tak mały już, że mam w pogotowiu klamkę nie tylko z powodu samego dystansu, ale, że tam w magazynku jest jeszcze jakieś 20 dodatkowych kulek.






Ludzie listy piszą…

Daję znać Radziejowi jak się ma sytuacja i cofam się, by móc kontrolować ruchy tych co nas próbują obejść. Stoję obie gdzieś za drzewkiem i patrzę i gdzieś mi łobuzy znikły w tych chaszczach. Nie wiem ilu naszych jest już zdjętych ale słyszę, że jeszcze walczymy. Cofam się jeszcze i trochę bardziej w kierunku południowym. Dochodzę do fosy. Tą drogą nas nie ruszą ani nie obejdą, przynajmniej nie bezpośrednio. Musieliby przez fort na około. Jestem za drzewkiem i czekam. I w końcu idzie dwóch. Nie maja zielonych berecików a wydawało mi się, że właśnie ta grupa próbuje obejść nasze pozycje. Czekam aż podejdą. Selektor na auto, klamka gotowa i przeładowana i czujny a gotowy jestem. Wreszcie są, wychylam się i strzelam do pierwszego i od razu próbuję też trafić drugiej i idę do przodu by zmniejszyć dystans. Pierwszy przeciwnik woła, że dostał. To mnie zaskakuje, bo nie byłem pewny czy trafiłem. Drugi strzela ja za jakimś drzewkiem strzelam do niego i dostaję w łapki. Okazuje się, że pierwszym jest Kuba, dowódca strony przeciwnej. Tak po prawdzie, to nawet nie wiem kto jest dowódcą po naszej stronie. W zasadzie ta wiedza jest mi w istocie absolutnie nie potrzebna, ponieważ i tak zadania dostajemy ze Sztabu. Stosunek 1 do 1 może nie jest satysfakcjonujący jak na obrońcę, nawet aktywnego i szarżującego, ale zawsze to coś. Po chwili i drugi zostaje wyeliminowany przez któregoś z naszych. Ja udaję się na miejsce spędu naszych trupów a już ich kilku jest. Bieniu, Sasha, ja, Aide, Fanatic. Ale bronimy się cały czas.






Jako trupy czekamy sobie aż reszta naszego TF-u polegnie dzielnie, bo że walczyć będą do końca to jestem przekonany. Zawsze tak robimy. W szczególności jak się trafi jeszcze jakaś okazja do Alamo czy innej Częstochowy. I sobie komentujemy sytuacje polityczną w naszej okolicy gdzie chwilowo stacjonujemy a także całkiem przy okazji dowiadujemy się jakie to atrakcje różnego typu można zastać w liceum. Powoli, niestety, ale schodzą nasi z pola walki. Ale reszta walczy i walczy. I w zasadzie jak już zostało ostatnich trzech to się ostatecznie wysadzili czy coś tam w ten deseń. Tak czy siak TF jest dead i czas na respa. Po oczywistym czekaniu na swoją kolejkę łączności i udanym połączeniu, co nie zawsze się udaje, dostajemy namiary punktu respu naszego TF-u. Miejsce fajne, bo przy głównym wejściu na twierdzę.


Obrona fortu






Reps jest krótki i dostajemy kolejne zadanie czyli nowy punkt. Jest nim drugie wejście na fort. Można iść drogą którą przyszliśmy przez pobliski las, w którym toczone są walki, lub przez fort. Dowódca wybiera drogę przez fort i przez korytarze podziemne. Taki sprytny plan. I także trochę atrakcyjny, bo nie ma za dużo jakichkolwiek podziemnych korytarzy na naszych polach walki. Idziemy. Ale zanim do środka, to obok nas trwają jakieś walki i szybko wchodzimy na wał fortu i zza fosy zdejmujemy jeszcze jakiegoś wroga. Na miejsce dochodzimy bez żadnego problemu. I znowu zabezpieczenie terenu. I czekamy. Okazuje się że mamy bronić miejsca. Inna ekipa pilnuje drugiego wejścia.








Wbijam się do jednego z pomieszczeń wewnątrz twierdzy. Mam świetny widok na wejście do fortu i jakby co zamierzam przez otwory strzelnicze wybić tych co się przedrą przez nasze linie obronne. Ale niestety nikt nie chce atakować. Wreszcie na radiu Ceran melduje, że kontakt ma. Dostaje polecenie by zabrać jakiegoś kolegę i zlikwidować. I to by było na tyle jeśli idzie o ten kontakt. Pojawiają się jeszcze jakieś, ale szybko się wycofują. I czekamy. W końcu kolejne rozkazy. Wracamy do wejścia drugiego wejścia.


Widok przez otwory strzelnicze






Wychodzimy przed fort i na przedpolu słychać już strzały. Idziemy na owczarnię. Wróg przed nami więc nie ma co robić pierwszej wojny światowej i idziemy do przodu. W sensie to poszliśmy, ja, Marcin, Gelmir i Sonic. Reszta się gdzieś zagubiła i osłaniała. Ale atak był szybki i wyparł przeciwnika dokumentnie. Niestety, Gelmir i Marcin padli. My z Soniciem podeszliśmy pod wzniesienie na którym się okopał wróg i powili a systematycznie wyczyściliśmy kawałek terenu. Niestety w trakcie doładowania ja dostaję. Sonic walczy dalej. Niedaleko walczy Rastax, Fanatic, Grzebyk. Radziej z kilkoma idzie bardziej w bok. Koło głównej drogi na owczarnie walczy Bieniu, Fanatic, Rastax. Za nimi jest Aide i Ceran po chwili dobiega i iuna a po drugiej stronie drogi skrada się Taps. Próbują wykurzyć obrońców owczarni. Ale powoli to idzie. Środka nie widać, bo zaczyna być już szarawo. Bieniu podbiega do jakiegoś betonowego kręgu i ostrzeliwuje okna. Dostaje. Rastax z Ceranem podbiegają prawie pod jakieś krzaczki i dzieli ich jakieś 15-20m do owczarni. W międzyczasie od tyłu zaczyna się zbliżać wróg. Także z lewej strony drogi pojawiają się jakieś siły wroga. Gdzieś tam był ich resp. Ginie iuna a chwilę potem Aide a także Taps. Walczy jeszcze w tym rejonie Ceran i Rastax w końcu zostaje tylko Ceran i otoczony zostaje dobity.









Kolejny resp. I prawie koniec imprezy, ale jeszcze mamy zadanie. Wrócić na fort i bronić go. Mamy to zrobić wraz z chłopakami z LST. To wracamy. Zajmujemy miejsce koło wejścia na fort i po chwili dostajemy komunikat, że od tyłu ktoś atakuje. To idziemy na odsiecz. Wchodzimy na fort i z góry widzimy jak podchodzą jacyś do przejścia. Być może skorzystali z tuneli. Ale teraz są przed nami już na górze fortu. Oddziela nas wewnętrzna fosa. Cześć ludzi zostaje na górze i ostrzeliwuje przeciwnika. Bieniu, Sonic i ja, przez jakby bramę powoli podchodzimy od dołu ścieżką pod wroga. Jesteśmy przy ścianie fosy. Przez radio nadaję do naszych na górze, by dali mocną osłonę, jako odwrócenie uwagi i zrobili po prostu trochę szumu, który nas zagłuszy. Poszło. Walą na auto a my biegiem pod górę i zaskakujemy atakujących całkowicie. Tego się chyba nie spodziewali. Ale jest ich ledwie dwóch żywych i jeden ubity wcześniej. Wydawało się, że jest ich więcej więc ostrożnie wycofujemy się na nasze pozycje. Wracamy do wejścia a tam się okazuje, że ktoś jest w fosie. Może to ci, co byli wcześniej po drugiej stronie i z nimi się pykaliśmy. Ruszamy większym oddziałem w dół do fosy. Dostajemy ogień z tuneli i okien w ścianie fosy. Ktoś od nas ginie. Marcin, Sonic i ja zapalmy latarki w wbijamy z przytupem do tuneli. Teraz by się granaty przydały. Ot, choćby strobo. Mam opcję w latarce do glocka i odpalam, ale latarka a granat to dwie różne sprawy. Czyścimy. Razem z Soniciem za klamkami, Marcin z długą. Jedno pomieszczenie, drugie, trzecie, duży korytarz. Powoli idziemy. Następny korytarz w głąb i jest. przeciwnik strzela, ale nic nie leci. Zresztą strzela w Maricna po drugiej stronie szerokiego korytarza. Razem z Soniciem, zza rogu wychylając się walimy w niego. Sonic trafia. Ja może tak, może nie, bo gaz nie zadziałał tak jak trzeba i kulka jedna poleciała a potem to było już tylko psss… Korytarz czysty i wychodzimy na zewnątrz. To już koniec imprezy. Dawno po 16, ale jeszcze ktoś przy wejściu do twierdzy jest. A co będziemy wiecznie żywi. Idziemy na szturm. Przeskakuję, na drugą stronę wejścia. Strzelam do kogoś. Ktoś zza rogu mówi – nie żyjesz i cóż… No nie żyję, z tej odległości przy wycelowanej giwerze, to wiele opcji nie ma. Chwilę potem sam wybiegając dostaje kulkę od leżącego Tapsa tuż przed tym jak powiedział mu to samo zdanie. Ale to już koniec. Czas na parking a potem do domu.




Pokonany wróg…




Podsumowanie

Teren, teren, teren, to coś co jest największą zaletą tego miejsca. Jak się jeszcze trafi pogoda, to ino iść i se chodzić i nawet jak człowiek nie postrzela, to jest fajnie. Jesień na fortach to naprawdę piękna rzecz. Szkoda, że nie było jeszcze ładnego słonka, bo to by dodało klimatu całej imprezie. Nawet jakby org spieprzył od a do zet, co raczej nie jest możliwe jak znam Siwego, to impreza musi wypalić.




Bieniu i Rastax walczą o owczarnię…

Grywalność, rozumianą przez większość jako napieprzanie się kompozytem, w samych manewrach nie jest może najistotniejsze i różnie to bywało i bywa i pewnie będzie bywać. Jak ktoś się nastawił na klasyczną imprezę asg, to może psioczyć. Dla mnie i większości tych z którymi przyjechałem, było wiadome, że to może być różnie i nie na napieprzanie liczyliśmy choć jakby się coś takiego trafiło nie pogardzimy. I nie pogardziliśmy. Coś tam doszły nas słuchy, że trochę namieszaliśmy orgowi wybijając jakieś TF-y w ilości większej niż to było w planie. Winę bierzemy na siebie i absolutnie nie zamierzamy się poprawić i będziem wybijać jak tylko okazja się trafi.



Z zadań nie udało nam się dotrzeć do punktu drugiego. Po zmianie zadania na obronę, broniliśmy się długo i namiętnie. Przyznaję, że chyba nawet powyżej 70% stanu osobowego. Trochę zastępca dowódcy się oddalił i linie obronne były bardzo rozszerzone jak na ilość ludzi. Może nie ogarniał, może ogarniał, ale w zasadzie to prawie Alamo było i w końcowej fazie wróg był już z każdej strony i tylko od strony fosy nie mógł wejść. Reszta zadań została zrealizowana.




Aide i iuna pod jednym były drzewkiem…

Radio. To był że tak powiem słaby punkt. Z tego co mówił Gelmir, bo się tym aparatem zajmował, miał często wrażenie, że nikt go nie słyszy po drugiej stronie i był problem ogólnie z łącznością. Sam pomysł jak najbardziej klimatyczny i pozytywny. No może, noszenie tego ustrojstwa już niekoniecznie a obrywanie od czasu do czasu anteną, też nie nazbyt zajebiste. Kolejny argument na plus, że mamy obowiązkowe okulary.


Ostatnie chwile Cerana i Rastaxa

Inna sprawa, to funkcja nawigatora. Oczywiście posługiwanie się mapą i odkodowanie wiadomości to istotna sprawa, ale mogła tę funkcję pełnić jedna osoba radiowca. Nawet byłoby to praktyczniejsze. U nas na wszelki wypadek nawigator i radiowiec nie chodzili razem. To logiczne. Jedna seria i dupa z łączności. Ale zbieranie do kupy nawigatora z radiowcem trwało w szczególności jak coś się zaczynało dziać. Bo tak na spokojnie, to nie był jakiś problem. Samo przekazywanie informacji i zapisywanie przed odkodowaniem a i nawet odkodować mogła jedna osoba. Z drugiej strony dla klimatu, czemu nie. Coś się działo i więcej osób było zaangażowanych. Szkoda, że nie było premii za złapanie np. nawigatora – takie Szyfry Wojny Smile



Na plus było szkolenie dla nawigatorów prowadzone przez Fizjoga a potem i dla radiowców. Dla niektórych nawigacja i kodowanie to była nowość i to było widać. Przynajmniej w takiej wersji. Na szczęście nie jest to specjalnie trudna sztuka i chyba każdy skumał o co chodzi, bo prościej się tego wytłumaczyć już chyba nie dało.

Mankamentem za to był czas jaki na to poszedł i opóźnienie samego startu o ponad godzinę. Oczywiście imprezy asg nie słyną z punktualności, ale bez przesady w szczególności jak się stoi na wypizdowie i cokolwiek zimno. Rozumiem, że ci co siedzieli w namiocie nie mieli tego problemu, ale to była zdecydowana mniejszość.

I choć nie wiemy dlaczego impreza tyle kosztowała, ale życzymy organizatorowi wszystkiego najlepszego i smacznego czy na zdrowie! to, bawiliśmy się dobrze, bo było fajnie tak ogólnie a nie tylko, że mamy tak w zwyczaju. Było i chodzenie i kontakt i wymiana kompozytu co nasz zawsze cieszy. Mniej samo czekanie czasami nawet usprawiedliwione czasami pewnie nie. Na pewno zawirowania czasowe nie działają na plus. W szczególności koniec jak robi się szaro i zaczyna być problem tak z oceną odległości jak identyfikacją przeciwnika czy też samego terenu, który do najbezpieczniejszych nie należy.


Powroty…

Podsumowując. Impreza bardzo dobra jak zresztą zawsze w terenie, który wszelkie niedociągnięcia, mniejsze czy większe jak dla mnie spokojnie rekompensuje. Nie spotkaliśmy się z jakimś terminatorstwem. Przynajmniej ja nie mogę czegoś takiego stwierdzić a że mi się coś zdawało, to jeszcze nawet dla mnie żaden argument. Nie powinna zaistnieć sytuacja z Kubą, który po trafieniu, nadawał przez radio czego byłem świadkiem. Nie wiem, komu i co, ale nie spodobało się to pełniącemu funkcję dowódcy Radziejowi i słusznie miał prawo zwrócić Kubie uwagę a tenże nie powinien w tym wypadku odpyskowywać, bo tak to wyglądało i tym to było. Jako, że był bliżej mógł słyszeć, że to nie pogaduszki o dupie Maryny czy też gdzie jest resp a jakieś informacje związane np. z naszymi pozycjami obronnymi. Tak nie wypada i o tym to trupy nie gadają.

Pozdrawiam w imieniu Formacji Pluton i tych po naszej stronie i tych po przeciwnej za fajną zabawę i walkę i miłe spędzenie wspólnie czasu. Organizatorów także, i zapewne pojawimy się ponownie jak to prawie jest w tradycji już, że tak powiem.

Do zobaczenie na następnej Nysie Smile

Link do fotek:
[link widoczny dla zalogowanych]

Promujemy:


Ostatnio zmieniony przez Yaro dnia Pon 22:04, 14 Lis 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin