Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Manewry sztabowe - Nysa 11.11

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pon 12:55, 15 Lis 2010 Temat postu: Manewry sztabowe - Nysa 11.11

Manewry sztabowe – Nysa 11.11


A teraz trochę inaczej niż zwykle. Ale tylko trochę. Akurat tak się zdarzyło, że ta impreza była bardziej statyczna a wypada przecież coś napisać więcej niż to, że się odbyła.

Przy okazji, z tego co wiem ilość osób czytających nasze relacje może dramatycznie nie rośnie, ale ktoś to w końcu czyta i nie zawsze są to osoby związane jakoś długo z asg a czasami nawet wcale. I dokładnie nie wiem jak to do nich trafia. W zasadzie to nie ważne, grunt że trafia.


Małe co nie co przed walką


Czekanie…


Nasz wódz – Gelmir – ma już sprytny plan na worga


Zaczniemy sobie od wprowadzenia. Gdzie leży Nysa, jest dla mnie mniej istotne, bo zawsze mnie tam wiozą, ale trasa nie jest też specjalnie skomplikowana, nawet jeśli idzie o wjazd na samą twierdzę. I to właśnie twierdza jest główną atrakcją tego miasta. Z punktu widzenia oczywiście airsoftowca. Bo zwykły zjadacz chlebka z masłem może mieć inne poglądy na to, co też może być fajnego w tym mieście.


Błysk słońca w oddali…


Yeti – nasz własny prywatny…


Sama twierdza to bardzo rozległy teren. W części są to pozostałości po fortach i bastionach oraz fosy a w zdecydowanie większej części to tereny zielone, lasy, zagajniki i dużo łąk. Ogólnie gdzie by się nie udać da się pobawić w asg. Sama twierdza trochę lat ma. Pierwsze fortyfikacje to podobno XVI wiek, ale swą końcową formę zaczęto rozbudowywać dopiero w XVIII wieku pod zaborami. Okazała się swego czasu nie do zdobycia, ot tak i padła w czasie wojen napoleońskich tylko z powodu braku amunicji i uzupełnień ale ponad 100 dni się broniła. To tak z lekka historycznie, żeby nie było, że nic nie wiemy o miejscu.


Iuna plus SAW – łagodzi napięcia po stronie wroga


Wódz ryknął na zbiórkę – I nikt nie wie o co chodzi…


Czasami udaje się nam stanć prawie równo…


To nie był nasz pierwszy wypad do twierdzy w Nysie. Jeszcze zanim sformował się Pluton, poszczególne teamy i ludzie odwiedzali to miejsce w ramach imprez airsoftowych. Osobiście od jakiś 2-3 lat zdarzało mi się jeździć na imprezy organizowane przez Siwego w tym miejscu. Potyczki obejmowały różne miejsca, czasami były to tylko tereny obok fortów a czasami włączone były w okolicach fortów, co zawsze jest największą atrakcją tego miejsca.


Jest radość…


Siwy wydaje ostatnie dypsozycje przed wyjściem naszemu Szefu


Smutny miś, bo dostał uwagę ze wpisem do akt, że się śmieje…

Tym razem rzecz miała się dziać właśnie na fortach. Ale tego przed samą odprawą nie widział nikt poza Siwym.

Nysa w zasadzie jest pierwszą imprezą asg gdzie Formacja Pluton w prawie pełnym składzie brała udział. Choć całkiem niedawno też jako Formacja byliśmy na Raszówce, ale to była impreza bardziej związana z klimatem i jako rebelianci byliśmy bardzo niegrzeczni i niezorganizowani jak nigdy wcześniej, ale tak to miało wyglądać.


Formacja Pluton – we gotowości


Inny kawałek wesołej Formacji


Chlup… A co tam, sama przyjemność jak butki nie przemokną…



No dobra, żeby nie mieszać, niech będzie, że druga impreza, ale teraz la militarnie, bez żadnych cywilnych ciuszków i takich tam.

Zgodnie z regulaminem przybywamy na miejsce prawie o czasie mimo jakiś objazdów. I zgodnie prawie z tradycją jakąś, jest jakieś opóźnienie. W zasadzie norma, tylko na niewielu imprezach zaczynają się one punktualnie lub z małym poślizgiem…


Wyjście w teren


Kupą panowie szlachta Smile

Ludzie się zjeżdżają, chłopaki i dziewczyny z Formacji także. Bo mamy babki a pewnie że tak. Nie jesteśmy jakąś grupą która się ogranicza tylko do jednej płci wychodząc za założenia, że płeć piękna się nie nadaje. Nadaje się nadaje. Czy obecność kobiety w teamie łagodzi obyczaje, trudno stwierdzić, jakie bylimy takie jesteśmy.

Zaczyna się problem jak się ubrać. Bo wiatr powiewa a i jakieś zachmurzenie a i krople deszczu zaczynają spadać z nieba. Cóż, kto ma ten wdziewa goretexy. Kto nie ma, zaczyna różne odprawiać zaklęcia, co by przywołać słoneczko a chmury odgonić.


Potrafimy już chodzić w szykach, tych prostych na razie, ale…


Nasz wodzirej, wróć… wódz na tej imprezie – Gelmir zwany czasem Lemurem (nie wiedzieć czemu) bądź Glamurem, co nawet by uszło, bo gładki po twarzy jest a zarostu nie widać żadnego, rozkazał stawać w szeregach. Znaczy będziemy wychodzić pewnie w teren. Albo też wzorem wojsk napoleońskich w szeregach będziemy salwę za salwą odpalać w kierunku sił wrażych. Ale może lepiej nie, jak po drugiej stronie broń automatyczna, to jedna seria i nie ma nas. Dowódca wie już wszystko i jak ryknie, to od razu zdobędziemy co mamy zdobyć. Nasi przeciwnicy wyszli już. Ale teren rozległy, i czekać jednak trzeba. Takie kurde życie, nic tylko czekać. Na śniadanie, obiad, kolację, kobietę, autobus, aż polska reprezentacja piłki kopanej awansuje gdziekolwiek. No dobra poczekamy. A wiatr wieje. I robi się zimniej niż przed chwilą.


Przez łąki i pola…

I czekamy w tych szeregach już wcześniej podzieleni na dwie sekcje alfa i brawo. Bo spora jest nasza Formacja. Nie dość, że składa się z trzech teamów: Fox Hound z Oławy, Dealine i SOS Raven z Wrocławia, to czasami bierzemy jeszcze zaprzyjaźnione osoby z nami do TF-u.

Tu by zdało się powiedzieć co to zacz ten TF? No w zasadzie to cholera wie… A tak na serio jest to zazwyczaj samodzielna jednostka/grupa (TF – Task Force) operująca po danej stronie konfliktu. Taki skrót, który ułatwia dowodzenie oddziałami. Czasami w jej składzie jest jeden team airsfotowy a czasem kilka jak trzeba stworzyć większą siłę ludzką a często po prostu z pojedynczych ludzi formuje się TF by działali razem w większej grupie. Akurat u nas nie jest to problem i jako Pluton stanowiliśmy spory TF. Ale jak coś jest duże, to trzeba podzielić na mniejsze, by się można było np. sprawniej poruszać i czasami działać oddzielnie nie tracąc spójności jako TF Smile


Maszerują nasze TF-y


Postój…


Kontrola otoczenia


Manewry sztabowe różnią za to od powszechnie spotykanych imprez airsoftowych, głównie tym, że działa się właśnie TF-ami a nie indywidualnie. Porusza się i walczy jako jeden oddział a kiedy straty TF-u osiągną określony poziom, oddział udaje się na respa – miejsce odnowienia i powrotu do gry. Nie ma biegania samopas i już. Nie ten klimat imprezy.

I tak oto nadejszła niepokomna chwila wymarszu. Ruszamy całą siłą, wszystkimi TF-ami w kierunku na twierdzę a w zasadzie jeden z fortów. Bo tam jest gdzieś wróg. Zadania zostały przekazane i idziemy. To też jest charakterystyczne, że się gdzieś idzie. Czasami jak się ma szczęście spotyka się wroga w miarę szybko. No, akurat nie dziś.


Oto miś, miś jest bardzo grzeczny dziś…


Czujni I zwarci


A jakby główna padła, to jest jeszcze klamka

Wpierw przez łąki i pod górkę. Chwila przerwy, bo czoło naszej strony dokonuje zwiadu. Dokładnie nie wiem gdzie i co, bo akurat to się dzieje po drugiej stronie górki gdzie nas jeszcze nie ma. Więc sobie czekamy oglądając krajobraz. A wiatr wieje. Co prawda, kropli deszczu na szczęście nie ma, więc jakiś optymizm się pojawia nie wiadomo skąd i dlaczego.


Przerwa – czas dobry na kilka fotek


Przerwa – ciąg dalszy fotek


Czas na relaks…


W końcu ruszamy. Tylko, że teraz trzeba trochę biegiem dogonić resztę, która znikła w lesie. Ale i my w końcu dochodzimy i wchodzimy do lasu. Kolejny postój. Zwiad gdzieś sobie szuka wejścia na teren fortu, bo przed nami fosa. Duża fosa. Dostajemy zadanie znaleźć wejście do fortu. Jako, że zdarzyło mi się już być mniej więcej w tym rejonie, to razem z Bieniem idziemy sobie na czole. A ja się pytam gdzie jest Taps? Nasz przewodnik z Bornego. Niestety nie przyjechał, bo coś tam… Trudno…


Wchodzimy w las…


Tam pójdziemy


To mnie zdenerwowali..


Znajdujemy wejście, ale do fosy, i nią podążamy aż do miejsca gdzie rzeczywiście wchodzi się na jeden z fortów. Zgodnie z rozkazami zatrzymujemy się. Mamy za zadanie przeszukać i oczyścić teren z potencjalnego wroga.


W drodze na fort


Pod murami fosy


To nie byle jaka fosa…

To miejsce akurat świetnie znamy. Rok temu w lutym broniliśmy się przed przeważającymi siłami wroga i mimo strat, dotrwaliśmy po ponad 2 godzinnej obronie do końca scenariusza. Pamiętając gdzie co mniej więcej jest dokonujemy ponownego rozpoznania. A jest tu gdzie się schować. Różne tunele, schrony, przejścia oraz okienka strzelnicze kiedyś wykorzystywane zapewne do obrony przed realnym wrogiem, to świetne miejsce do zasadzki. Poruszając się czujnie sprawdzamy każdą dziurę i tunel. A trochę tego jest. Na upartego jakby ktoś chciał, to spokojnie mógłby samymi tunelami podejść pod nasze linie obrony.


Brama fortu


Jesteśmy na miejscu przeznaczenia


Sprawdzanie tuneli…


Tak się złożyło, że nie znaleźliśmy nikogo a i nikt nie znalazł nas. Nie wiemy gdzie inne TF-y. My jesteśmy tam gdzie mieliśmy być. Niestety wroga nie ma. A podobno, co dowiedzieliśmy się już po imprezie w tym rejonie grasowały dwa wrogie TF-y. Najwidoczniej nie znały terenu, co jest całkiem prawdopodobne albo gdzieś coś pomylili na mapie lub strach nie pozwolił im nas zaatakować, co też jest zrozumiałem poniekąd. Tak czy inaczej nie ma tu nikogo.


Idealne miejsce na zasadzkę…


Podziemia I tunele twierdzy


Nasz radiowiec…


Trochę znudzeni wyczekując wroga czekamy. I zwiedzamy sobie tunele twierdzy. Tego to akurat we Wrocławiu nie ma. Trzeba korzystać. Wychodząc z jednego przywaliłem w sklepienie tak, że aż się przestraszyłem, że zabytek zepsuję, ale to tylko echo w tunelu albo w mojej głowie zaszumiało. Mocna konstrukcja, nawet tynk nie odpadł i się nie zakurzyło wcale a pewnie we współczesnym budownictwie, to choćby tynk spadł, pękło coś czy jakieś wgłębienie w murze. A tu nic.


Iść w stronę słońca…


Wychodznie z podziem… wreszcie…


Siedzący posterunke na szczycie fortu


Kolejny rozkaz. Idziemy na nowe miejsce przeznaczenia. Tak zwane kible. Bardzo owszem strategiczny obiekt. I nie ma co się śmiać. Twierdza twierdzą a potrzeby fizjologiczne trzeba gdzieś załatwiać. Jak się ktoś kiedyś gdzieś zapuścił w nieznane tereny to wie, co to znaczy a potem jeszcze królestwo za papier.


Patrol


Ooo, tu mnie trafili swego czasu


Zajmujemy pozycje obronne na nowym strategicznie ważnym obiekcie


Taki to obiekt strategiczny mieliśmy bronić przez godzinę. Akurat bardzo dobrze samo miejsce okopane, zapewne przez historycznych wojaków. Miejsce do obrony świetne. Takie Alamo. A my już kilka razy mieliśmy Alamo w różnych miejscach Polski więc doceniamy jak miejsce do obrony jest już dobrze przygotowane. To było.


Pozycje obronne od południowej strony


Czekamy na wroga…


Wschód - Sasha i Iuna czekaj niecierpliwie…

Zalegliśmy pokotem dookoła, bo tak akurat nasze pozycje obronne były usytuowane. I czekamy. A tu jak nie ma wroga tak nie ma. Coś się nagle od zachodu pojawiło. Ale to jakiś nasz TF przedzierał się gdzieś. Nie zauważyli nas, ale też nie wołaliśmy za nimi. Mamy wytrwać. Czym później nas odkryją tym lepiej. Zero kontaktu z wrogiem. Wreszcie przez radio dostajemy informację, że idą na nas z miejsca gdzie byliśmy wcześniej i nawet udało im się rozbić dwa nasze TF-y. No to niech idą. My tu już trochę chętni by sobie postrzelać, bo do tej pory to tylko zwiedzanie i zwiedzanie, i podziwianie krajobrazów.


Wizyta dowódcy na zachodnim sektorze obronnym


Mamy cię wrogu w swym celowniku…

Teraz czas na kanapki, bo najedzony wojak nie ma ochoty ruszać tyłka, więc będzie się bronił do ostatniej kropli wody w camelbacku. Empirycznie udało się stwierdzić, że goły tyłek się nie maskuje w jesiennym krajobrazie, czego nie można pokazać, gdyż cenzura wojskowa zarekwirowała fotkę.

Wreszcie jest kontakt. Podchodzą rzeczywiście od południa i niestety mają pecha. Pierwszego chyba Bieniu zdjął. Potem zdjęto resztę. Spokojnie, bez nerwów. Reszta TF-u siedzi cicho na swoich stanowiskach obronnych i tylko z zazdrością patrzą na tych co sobie mogą postrzelać. Ale za kilka chwil od północy i wschodu nadchodzą kolejni. Więc zaczyna się strzelanie.

Na razie żadnych strat. Od zachodu natomiast cisza i spokój i co rzec… nuda! Jakiś wróg coś tam się pokazuje między drzewami, ale daleko a jeszcze jak na złość jakieś nasze oddziały się tam szwendają i zajmują ich uwagę. Więc czekamy.


Iuna samotnie odpiera ataki wroga


VonBombke sieje ze swojej kosiarki…

Wreszcie podeszli jacyś odważni. Ja ze swym zasięgiem to bardziej na bagnety się nadaję niż strzelanie na dalekie dystanse. Ale przecież nie będę sobie żałował i strzelam, bo się łobuzy zbliżają coraz bardziej. Nie wiem czy trafiłem, prawdopodobnie tak, ale może przy współudziale ibou i Marcina którzy też prują w tym samym kierunku. Tak czy siak zaczynają schodzić z pola walki. Niestety nie ubywa ich, bo ich resp jest jakieś 150m od naszych pozycji. Co chwila kolejni się pojawiają i to jeszcze ci sami.


Od północy także atakują… wszędzie atakują…


Zaczynamy mieć straty. Obrona w okręgu ma to do siebie, że można dostać kulką i z boku i z tyłu a nie tylko od frontu. A teraz to już nie prawie Alamo ale na pewno Alamo jest, bo atakują w zasadzie z każdej strony. Co jakiś czas gdzieś przewinie się jakiś nasz oddział odciągając wroga, przeganiając go a czasami razem jak w kleszczach z dwóch stron niszczymy wraże siły.


Kaemista biega to tu to tam…

Godzina już minęła i czas zadania upłynął, ale my sobie dalej strzelamy. Choć tyle z całego dnia. Co prawda wróg ma uzupełnienia a u nas ubywa co jakiś czas jeden człowiek. Tylko my zostajemy na miejscu. A oni po trafieniu na respa i 150m mają nas znowu.


Sasha zmienia pozycje obronne


Na zachodzie bez zmian… powstrzymujemy wroga…


Postrzelałem, nie jakiś szał, ale kilka magazynków poszło, potem doładowanie i jeszcze raz kilka. Dobrze, że nie było limitu amunicji i nie trzeba było się martwić co zrobić jak limit się osiągnie a już bywały takie manewry.

Dostaję kulkę z boku. Takie życie. Czerwona czapka na łeb i dołączam do reszty „trupów”. Dawno po czasie ale się bronimy. W zasadzie my, to jest postrzeleni, się tylko przyglądamy jak reszta naszych walczy. Iuna zajeżdża repliki, ale sieje po przeciwnikach albo przytula się do ściółki jak do niej sieją. Dookoła cały czas szczekają AEG-i. Nie wiadomo co VonBombke ma środku, ale jego m16 chodzi jak niezła wiertarka na dwa silniki.


Mamy coraz więcej strat…


Ostatnie strzały przed własną “śmiercią”


W końcu Gelmir ogłasza, że nasz TF został z powodu strat rozbity i schodzimy z pola walki. I przy okazji kończymy nasz pobyt na tej imprezie. Zadania które mieliśmy zostały przez nas zrealizowane. Pierwsze związane z czyszczeniem fortów, bez strat a także bez przeciwnika w polu widzenia. Drugie utrzymanie pozycji obronnych zostało zrealizowane równie pozytywnie. A nawet przekroczyliśmy normę.


Powroty do domu


Było dużo chodzenia. I czekania. Ale też to nie była zwykła impreza jakie są co tydzień, ale tak jak brzmiała nazwa miały to być manewry. Więc manewrowaliśmy to tu, to tam i wroga też wymanewrowaliśmy. Kontakt ogniowy był jeden, ale całkiem długi. Gdybyśmy mieli możliwość respowania, pewnie i do piątku byśmy wytrzymali albo by się nam kulki skończyły lub baterie padły. Bo jak już się zaczęło, to nikt nie oszczędzał.

Podsumowanie.

Różnie to jest na Nysie. I w różnych miejscach na twierdzy się już chodziło. Najlepsze będą forty. I teraz były. Nasz pech, nikt nie chciał nas tam atakować. A to byłoby lepsze miejsce do obrony niż tam gdzie powalczyliśmy. Ale i tak najważniejsze, że się udało postrzelać, bo wcale tak mogłoby się nie stać.


W drodze na parking po manewrach

Mimo, że było sporo chodzenia a jeszcze więcej czekania, można przyjąć, że manewry były udane. Jako Pluton utrzymaliśmy strukturę do końca. Walczyliśmy ostro i było całkiem fajnie i zabawnie nawet jak się nic nie działo. Przypadków T1000 – terminatorów (tych co się nie przyznają) trudno stwierdzić tak ewidentnie, no może raz, bo widziałem jak Bombka walił do gościa z jakiś może 10m i nic. Ale poza tym jakoś nie stwierdziłem tego zjawiska.

Teren jest świetny i mam nadzieję, że jeszcze tam zawitamy nie raz. Także w innych porach roku, bo chyba każda w jakiej miałem okazję być, była warta tego by ponownie przyjechać. Może i mało było kontaktu z wrogiem, ale i tak było przyzwoicie.
I to by było na tyle…

Fotki:
[link widoczny dla zalogowanych]

Tekst:OP6
Foto:OP1, OP6
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gelmir



Dołączył: 12 Maj 2010
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Pon 17:23, 15 Lis 2010 Temat postu:

Jako przykładny oficer ogoliłem się z samego rana! Dodać trzeba, że zeszliśmy z J-4 tylko ze względu na respa przeciwnika, nie z powodu strat czy braku ducha bojowego. Żyło jeszcze 1/3 stanu oddziału.
Manewry udane - pierwszy raz miałem okazje dowodzić - niech oceni mnie historia;)

Dziękuje za współprace i karność - byłem pod wrażeniem. Z racji czasu i małej ilości zdarzeń nie będę pisał żadnego raportu z naszych działań. Musze przyznać, że dziwnie czułem się w powierzonej mi roli - nie żebym chciał tak częściej - ale od czasu do czasu nie zaszkodzi.
Pochwalam pomysł rotacji dowódców z różnych teamów przy kolejnych imprezach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pon 17:33, 15 Lis 2010 Temat postu:

Dzięki chłopaki za wspólną imprezę Smile Mi się rola Gelmira podobała jak biegał z klamką w dłoni. Się zastanawiałem czy będzie rozstrzeliwał czy nie Smile

I w zasadzie ta niemożność respowania była jedynym mankamentem imprezy. Najwazniejsze, że wytrwaliśmy. Zresztą prawie Alamo, to i tak chwała jest po naszej stronie Smile

Sytem rotacji dowódców nie jest jakimś odkryciem a od dawna stosowana w wielu armiach. Jako, że my raczej la hamburgery, to tam jest praktykowane od dawna. Powielanie dobrych wzorów nie jest źle.

Razem z OP1 trochę na ten temat rozmawialiśmy na Oku Kuguara, bo ogólnie to rola dowódcy nie jest specjalnie chciana. I nie musi być, ale jest koniecznością i mam nadzieję, że w mniejsze lub większej skali każdy z Formacji spróbuje Smile W szczególności biorąc pod uwagę imprezy wyjazdowe z innymi ludźmi niż członkowie Plutonu.

Taka dygresja Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomi



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Pon 17:45, 15 Lis 2010 Temat postu:

No mnie się właśnie ten pomysł średnio podoba, gdyż dowódca musi mieć predyspozycje do dowodzenia. Jakiś "zmysł" taktyczny, co robimy, jak robimy. Nie jest to zdolność powszechna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yaro



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: wrocław/bielsko

PostWysłany: Pon 21:07, 15 Lis 2010 Temat postu:

Już Ty się nie bój się zrobi szkolenia, kolokwia zaliczenia i egazmin praktyczny Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tomi



Dołączył: 01 Sie 2010
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Oława

PostWysłany: Pon 21:52, 15 Lis 2010 Temat postu:

jak kolowkia, to otwórzmy kierunek;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Taps



Dołączył: 20 Wrz 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Legnica

PostWysłany: Pon 23:19, 15 Lis 2010 Temat postu:

Ja się zapisałem na "Jednoosobowe kierowanie sobą" i dobrze mi szło, na pokrewnym kierunku "kierowanie spotera na cel" jeszcze dawałem radę, ale więcej od mojej osoby nie wymagajcie.
Przykro m, iż nie udało mi się zawitać, i powalczyć z wami, ale dopiero w nocy 11 wracałem z delegacji z Łodzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Samodzielny Oddział Szturmowy "RAVEN" Strona Główna -> Wrażenia, relacje etc. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin